Oprócz oczywistego i dominującego rozwoju i nowoczesności, od pewnego czasu obserwujemy coraz mocniejszy trend sentymentalny – powrotów do wcześniejszych rozwiązań, czasami bardzo starych, wręcz archaicznych, a czasami tylko "wczorajszych".
Te starsze przemawiają do nas nawet bardziej, przywrócone już z niebytu jawią się niektórym jako szansa na powrót do utraconego raju – dawnej muzyki, brzmień, wzruszeń. Niektórzy są przekonani, że dawne urządzenia były obiektywnie lepsze, solidniejsze, a inni – że miały "klimat".
Sprawa jest bardzo skomplikowana. Generalnie nie można ani potwierdzić, ani zaprzeczyć: są rozwiązania, do których warto wracać, są urządzenia, które wyprzedziły swoją epokę i do dzisiaj pozostają wartościowe. Wielu dużych producentów, odświeżając swoje oferty, jest w dużym stopniu motywowana nie tyle koniecznością i możliwością poprawiania wcześniejszych niedoskonałości, co samą presją wprowadzenia nowości.
Stare produkty "starzeją się moralnie" i trzeba je usuwać, choćby zachowywały pełną świeżość techniczną i brzmieniową. Tego oczekują sami konsumenci, aby potem... wzdychać do rzeczy minionych.
Zjawisko to nie występuje w obszarze urządzeń popularnych i kina domowego – tam nie ma takiej pasji, kultury, snobizmu, są za to faktycznie rewolucyjne rozwiązania funkcjonalne, które często nawet przesłaniają jakość brzmienia.
Powroty do dawnych projektów mogą być tylko pozorne, ograniczone do wyglądu, wybranych elementów stylu, a nie zasady działania. Nikt nie chce nawet najlepiej brzmiącego amplitunera sprzed 20 lat, który nie ma HDMI.
Natomiast już w stereofonicznej elektronice, np. wśród wzmacniaczy, konkurują konstrukcje wyposażone w najnowsze układy – przetworniki C/A, nawet strumieniowanie, Bluetooth – z ortodoksyjną klasyką, w tym wzmacniaczami lampowymi, nawet bez zdalnego sterowania. Tym bardziej w konstrukcjach głośnikowych, wciąż najczęściej pasywnych, używanie mają miłośnicy techniki "przedpotopowej" i pochodzącej ze wszystkich etapów jej rozwoju.
To jeszcze bardziej urozmaica panoramę rozwiązań dostępnych nawet nie w skali historycznej, co w danej chwili, wybór dostępny tu i teraz. A wybór zwiększa zainteresowanie i dzięki niejednoznaczności postępu w pewnych dziedzinach świat audio jest tak niezwykle bogaty i pasjonujący.
Gromadzi coraz większą liczbę pomysłów, których obiektywną wartość trudno ostatecznie ocenić – brakuje ku temu jasnych kryteriów, skoro ostatecznym sędzią ma być nasz słuch. A słuch to nie tylko uszy, ale przede wszystkim nasz mózg. A co do kondycji naszych mózgów, rzeczywistość podsuwa coraz więcej wątpliwości.
Andrzej Kisiel