Co się stanie, kiedy awangardowy gitarzysta weźmie na warsztat bluesy legendarnego Williego Dixona? Na pewno powstanie płyta zaskakująca, wręcz odlotowa. Coś w stylu Hendrixa? Może... Elliott Sharp zaprosił na wspólne koncerty jeszcze dwóch gitarzystów: Henry’ego Kaisera i Glenna Phillipsa, potrafiących improwizować na swych elektrycznych wiosłach rockowo, jazzowo i bluesowo.
By uczynić projekt jeszcze bardziej oryginalnym Elliott Sharp, powierzył partie wokalne poecie Erikowi Mingusowi, synowi Charliego Mingusa i charyzmatycznej Queen Esther. Porównanie brzmienia trzech gitar do Jimiego Hendrixa nie jest pozbawione sensu. Jeśli dodać, że Elliott Sharp sięgnął po mniej znane kompozycje Dixona, te z okresu współpracy z Ry Cooderem i grupą Grateful Dead, psychodeliczny charakter muzyki będzie oczywistym efektem krążących w słynnym, nowojorskim klubie Tonic fluidów. Szczęśliwie prosta forma bluesa ogranicza nieco zapędy muzyków. Miarowy rytm trzyma w ryzach wyobraźnię, ale i tak są tu momenty, przy których trzeba się trzymać fotela. Dlaczego nie zapraszamy takich zespołów na koncerty do Polski? Polecam przynajmniej płytę "Electric Willie" dla odświeżenia umysłu i wyostrzenia spojrzenia na nowe nurty wypływające ze starych, bluesowych idei.
Marek Dusza
Enja/Yellow Bird /GiGi