Debiutancka płyta "Dummy" to już uznane muzyczne
arcydzieło. Anglicy zaproponowali na niej unikalne
połączenie hip hopu, bluesa, rocka i elektroniki,
określone jako trip hop. Potem wydali jeszcze album
studyjny i koncertowy i zamilkli na dziesięć lat.
Z pewnością nie tylko ja z utęsknieniem oczekiwałem
na nowe nagrania grupy, ale warto było. Ich trzecia
studyjna płyta bije na głowę wszystkie elektroniczne
projekty, które pojawiały się w ostatnich latach.
Portishead zachowali jedyne w swoim rodzaju, nie do
podrobienia, brzmienie, co zapewne ucieszy fanów.
Co ciekawe, tym razem przy nagrywaniu używali wyłącznie analogowego sprzętu, całkowicie rezygnując z sampli.
Na osobną uwagę zasługuje śpiew Beth Gibbons,
przejmująco smutny, niemal płaczliwy, chwytający za serce. Bez niej te z pozoru zimne i nieprzeniknione nagrania nie miałyby tej siły i magii.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL