Jimi Hendrix inspirujący elektroników? A niby dlaczego nie? Wyspy Brytyjskie ciągle pozostają wielką wylęgarnią talentów, które każdego roku wypływają na szerokie wody dzięki oryginalnym pomysłom. Jeśli nie muzycznym to przynajmniej aranżacyjnym, albo graficznym. Jeśli duetowi We Are Shining uda się podbić świat, swój sukces będzie zawdzięczał dźwiękom zakotwiczonym w końcówce lat 60.
Na orbicie dwóch młodych londyńczyków znalazły się bowiem dokonania Jimiego Hendrixa. Panowie nie mieli jednak ochoty tworzyć kolejnego nudnego power trio odgrzewającego blues rockowe kotlety. Ideą We Are Shining jest oddanie kolorów ery hipisowskiej za pomocą sprzętu elektronicznego.
Nie, materiał zgromadzony na krążku "Kara" to żadne tam umpa-umpa, tylko naprawdę dobre, psychodeliczne granie. Pierwsze pięć kawałków to rzecz osadzona we wczesnym rocku, z mnóstwem gitarowych wstawek. Zasnuwa ją ambietnowa mgła i przyjemny syntetyczny beat, brzmiący jednak niczym zabawy progresywnych muzyków ze wspomnianych lat 60., niż odwołujący się do techno.
Druga część debiutanckiej płyty We Are Shinig to z kolei hołd złożony muzyce soul, bazujący na przemyślanych, "czarnych" wokalizach, dźwiękowych plamach i klawiszowej poświacie. Jednak nawet tutaj, dzięki wokalowi koleżki Acyde, duch Jimiego Hendrixa odciska swoje piętno.
Całość, mimo że tworzona za pomocą komputerów i samplerów, brzmi niezwykle żywo dynamicznie. Jeśli więc jesteś fanem rdzennego rocka i jak dotąd nie zrozumiałeś fenomenu muzyki elektronicznej, obcowanie z "Kara" powinno ułatwić ci zadanie.
Jurek Gibadło
Marathon/Mystic