Eminem czasem mi imponował, nieraz zawodził, ale zawsze ceniłem go za szczerość przekazu. Tym razem jest podobnie, zwłaszcza gdy na swoim nowym albumie otwarcie przyznaje się do niedoskonałości swoich ostatnich nagrań: pisanego pod wpływem narkotyków "Encore" i podczas odwyku "Relapse".
Najsłynniejszy biały raper zmienił się nie do poznania. "Recovery" to pierwszy jego w pełni poważny album, bez żartobliwych utworów i skitów. Porzuca on w ten sposób swój nieco kreskówkowy wizerunek i pokazuje jak bardzo dojrzał jako muzyk. Co więcej, po odarciu go z całej kontrowersyjnej otoczki, nadal pozostaje wartościowym artystą, który dopiero teraz zaczyna pokazywać pełnię swoich możliwości. Eminem jest pełen energii a jego flow tnie jak brzytwa. Lista współproducentów z kolei nigdy nie była tak zróżnicowana. Odrodzenie? Tak. I to od razu najwyższych lotów.
M. Kubicki
Universal