Brudy ponoć najlepiej prać we własnym domu. Ta maksyma zdaje się już dawno przestała obowiązywać, bo skoro dzięki mediom gwiazdami interesuje się dziś cały świat, to czemu nie wywlec na światło dzienne co pikantniejszych faktów z własnego życia i podbudować własne ego.
Jesteśmy właśnie świadkami małżeńskiej kłótni najsłynniejszej muzycznej pary. Na bestselerowym "Lemonade" Beyonce oskarżyła męża o zdradę i liczne upokorzenia. Teraz Jay-Z przygotował swoją odpowiedź. Na "4:44" przyznaje się do winy, przeprasza za to żonę i dzieci. W utworze "Kill Jay-Z" symbolicznie zabija swoje alter ego i pokazuje prawdziwą twarz (czy na pewno jest do końca szczery?).
Muzycznie płyta nie odbiega od wcześniejszych multiplatynowych produkcji. Najsłynniejszy raper świata ma swój charakterystyczny flow i skrupulatnie to wykorzystuje. Cała płyta "4:44" nieźle buja, choć trudno wskazać tu na ewidentne przeboje. Chyba że na singiel trafi reggae`owy "Bam" z udziałem Damiana Marleya.
Album zdominowały oldskulowe soulowo-jazzowe sample z wyrazistymi perkusyjnymi bitami. Świetną robotę zrobił tu weteran sceny hiphopowej - producent No I.D. – który swego czasu wylansował Kanye Westa. Jay-Z na razie udostępnił album jedynie na swoim Tidalu.
Grzegorz Dusza
ROC NATION