Popularna Acacia Strain osiągnęłą szczyty na swoim poprzednim wydawnictwie, czyli "Wormwood". Czym zatem jest ich nowy album? Tyle dobrze, że Rise nie miało wpływ ani na kształt kompozycji, ani tym bardziej na sound tego materiału, ale przecież - do jasnej cholery - ile można grać te pie... ZERA?
Kumam, że to jest jakiś tam pomysł na muzę, która ma bujać i mieć określony (mimo wszystko lubiany przeze mnie) groove, ale kontakt z "Death Is Only Mortal" aż boli. Ile można słuchać tego samego? W kółko.
Często porównuje się ten zespół z Emmure. Osobiście przeważnie stawiałem na Acacia Strain, bo walili w pysk szybciej, mocniej, momentami thrashowo (sławetne "4x4"). Jednakże, coś mi się wydaje, że zespół Vincenta Bennetta kompletnie pogubił się w tym, co na scenie modne, aktualne a zarazem pozwalające na sukces.
Bo zamiast spróbować zrobić coś nowego, panowie robią nadal to samo, a raczej powielają już i tak do bólu oklepane (własne) pomysły i kopią sobie dołek. Bo, jeśli "Tactical Nuke" z poprzedniego albumu był czymś na miarę świadomego cofnięcia się w rozwoju, to jak nazwać lwią część, a nawet i całość kompozycji zawartych na nowym wydawnictwie?
Ja się pytam, na co to komu? Po co do zerzygania słuchać kilku wariacji tych samych breakdownów, po co liczyć na to, że pojawi się cios i kop w twarz, po co nastawiać się na puls i żywioł, skoro ta muza praktycznie stoi w miejscu i ostatkiem sił ratuje się wplataną elektroniką?
Bieda z nedzą i tyle. Najnudniejszy album tego roku. Emjurowskie "Slave to the game" w porównaniu do tego "cuda" jawi się jako objaw geniuszu.
Grzegorz "Chain" Pindor