Blisko 35 lat na scenie pozwoliło wyrobić polskiej grupie markę rozpoznawalną na całym świecie. Fani cenią ich za bezkompromisowość i wierność przyjętej idei. Nowa płyta Behemotha stanowi ukłon w stronę początków działalności, ale brzmieniowo to już zupełnie inna bajka.
Adam Nergal Darski słynie z perfekcjonizmu i to słychać w nagraniach zawartych na płycie. Osiem utworów tworzy monolit i nie przekracza 40 minut, bo więcej nie jest w stanie przyswoić sobie słuchacz. Zaczyna się od ultraszybkiego "The Shadow Elite", a dalej tempo wcale nie zwalnia.
Jedyne ustępstwa to wpływy muzyki etnicznej i chór w " O Venus Come!" czy akustyczne dźwięki w zamykającym dzieło "Avgvr The Dread Vvltvre)". Grupa stawia przede wszystkim na nośne riffy, przestrzenne brzmienie i groove, który niesie każdą z kompozycji.
Nawet jak pojawia się gitarowa solówka, to jest ona zwięzła i ma swoje uzasadnienie. Nergal świetnie czuje się w takim graniu, prezentując pełny zakres swoich możliwości wokalnych – od growlu, przez krzyk po normalny śpiew.
Album "The Shit Ov God" to black metal w najczystszej postaci i - co najważniejsze – przedstawiony w dość przystępnej formie. Ciekawe co by było, gdyby Nergal zaśpiewał swoje utwory po polsku. Może pozwoliłoby to odkleić łatkę niedostępności i niesamowitości, jaką przyklejono grupie.
Grzegorz Dusza
Mystic