Annihilator na przestrzeni lat nagrywał płyty, które trafiały w dziesiątkę lub "kulą w płot". Ich ostatni studyjny album "Metal" zawierał szokująco słabe utwory, ale już nowy krążek nazwany po prostu "Annihilator" powinien zadowolić większość zwolenników thrash metalu.
Przez większą jego część muzyka gna do przodu, pełna ostrych riffów i pulsującej gry na perkusji. Jedną z największych zalet tego materiału są dzikie solówki potwierdzające, że Jeff Waters jest w bardzo dobrej formie. Fani shredu nowym krążkiem Annihilatora będą zachwyceni. Kuleją - już tradycyjnie - teksty, słabe jak akcja w polskich filmach. Nie jest to również bardzo ambitny i wzniosły album. Słychać wyraźnie, że celem zespołu nie było nagranie monumentalnego dzieła, ale stworzenie świeżego spojrzenia na rozrywkową stronę metalu. Nie jest to co prawda poziom tegorocznego Heathen czy Overkill, ale ekipa Watersa nie ma się czego wstydzić.
M. Kubicki
MYSTIC