Nie mam bladego pojęcia, co oznacza tytuł nowej EP rosyjskiego Apostate, ale wiem, że materiał zawarty na tym enigmatycznym krążku, to rzecz wyjątkowa. Może lekko komercyjna w odniesieniu do tego, co Apostate robili do tej pory, ale za to wykraczająca poza europejską przeciętność. Dzięki temu (czego ze szczerego serca życzę) wreszcie zainteresuje się nimi poważny label.
Zanim to jednak nastąpi, i nim włodarze wytwórni płytowych będą zabiegać o podpis Apostate na cyrografie, warto skupić się na tym pięciootworowym wydawnictwie. Gros materiału wciąż oscyluje wokół brutalnego, technicznego metalcore`a, ale kiedy panowie grają lżej, ukazując lekko ambientowe oblicze, lub gdy po prostu rezygnują z tradycyjnego "jebnięcia" na rzecz klimatu, pokazują szeroki wachlarz możliwości oraz pokłady drzemiącego w nich talentu.
Jeśli kogoś nie uzależnia promocyjny "The Town" (co za napięcie!) lub nie bije pokłonów przed grą solową (już obojga gitarzystów) w "The People" - to coś tu jest nie tak. Jedynym minusem może być nieco inna barwa wokalu frontmana Apostate, ale zrzucam to na karb zmiany stylu, do którego należało dopasować mniej agresywną formę ekspresji. Poza tym wszystko, dosłownie wszystko, od jak zwykle powalającej gry Fedora Filimonova (perkusisty - przyp.red) przez okładkę, aż po prowadzenie tej kapeli w duchu DIY, jest genialne.
Grzegorz "Chain" Pindor