Co zaznaczę już na wstępie - takich albumów wychodzi raptem kilka na cały rok. Świetnych, przebojowych, będących krokiem naprzód danej kapeli, a w dodatku będących zastrzykiem świeżości w danym gatunku. "Rise of The Phoenix" to właśnie taki album. Chyba najważniejszy w tym roku dla Nuclear Blast, bo w przeciwieństwie do - przykładowo Meshuggah - nie wyczerpuje żadnej znanej już formuły.
Nie wiem jak "Rise of The Phoenix" wypada na tle kilku ostatnich pozycji w dyskografii Before The Dawn, bo po wydanym pięć lat temu "Deadlight" grupa zniknęła z mojego radaru. Głównie z racji na fakt, że elementy gothic metalowe stanowiły większość.
Dziś nie ma takiej możliwości i choć melodyjny aspekt jest najważniejszy, tak na chwilę obecną, Before The Dawn to death metalowy zespół z progresywnymi zapędami i masą fenomenalnych pomysłów. Cieszy mnie pojawienie się blastów, kilku mocarnych fragmentów przypominających metalcore`owe breakdowny czy sama porywająca gra solowa gitarzystów (a tego wcześniej brakowało!).
W każdym razie kontakt z "Rise of The Phoenix" uzależnia i daje nadzieję na to, że tego typu granie, wraz z genialnym powrotem do formy krajan z Insomnium, ma jeszcze wiele do zaoferowania, a puryści powinni swoje zdanie zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Powodów, by odszczekać nienawiść jest dziewięć, z czego każdy tylko utwierdza w przekonaniu, że "Rise of The Phoenix" to wykładnia dla wielu innych zespołów.
Grzegorz "Chain" Pindor
Nuclear Blast