Zakk Wylde to niewątpliwie jedna z ikon rock`n`rolla w jego czystej postaci. Kompozytor, gitarzysta, wokalista, nietuzinkowy i pewny siebie artysta, który świetnie realizuje się na wszystkich polach. Jego sukces jest niezaprzeczalny, ale jakość muzyki czasami pozostawiała wiele do życzenia.
Jak dotąd najlepsze i najdziwniejsze rzeczy tworzył w oparach whisky i ze szlugiem w pysku. Teraz, kiedy alkohol odszedł w odstawkę, twór o nazwie Black Label Society przeszedł małą metamorfozę. Na moje ucho wyczekiwaną...
Zespół dowodzony przez byłego gitarzystę Ozzy`ego Osbourne`a raczy słuchaczy przebojowymi, i w kontekście umiejętności samego Wylde`a, dość prostymi piosenkami, a nawet utworami o lekko balladowym zacięciu. Moc brzmienia Black Label Society pozostaje ta sama, ale środki wyrazu już nie. Do tego dochodzi wyraźne zluzowanie w kwestii bycia "macho" (+ zaprzestanie udowadniania światu, że jest się genialnym gitarzystą, a czasem równie dobrym wokalistą) i zwrot w stronę łatwo wpadającego w ucho hard`n`heavy dla starych i młodych.
Gdzieś jednak brakuje mi w tym wszystkim szaleństwa i nieprzewidywalności. Oczywiście, trio, które rejestrowało ten album, wie, jak dowalić do pieca ("Beyond The Down"), i zaznaczam, że w tej kwestii nikt nie ma prawa mieć żadnych wątpliwości. Rzecz ma się podobnie w kwestii znaku rozpoznawczego lidera grupy, a mianowicie solówek. Jest dobrze. Bardzo dobrze. I mimo że nie jestem fanem długich popisów shredderów, moje uszy łakną więcej Wylde`a w Wyldzie.
Kolejna kwestia: to, co w języku angielskim nazywa się songwriting, jest w przypadku "Catacombs of The Black Vatican" sprawą kluczową. Sposób aranżacji utworów, budowania groove i gęstej "południowej" atmosfery poraża jakością i miejscami czystym geniuszem. Najlepiej obrazują to utwory, w których większy nacisk położono nie na instrumentalne popisy, a na melodię i frapujący temat przewodni ("Shades of Grey", "Fields of Unforgiveness"). Poza tym, cóż, to Black Label Society - zespół o wyrobionej pozycji, specyficznym brzmieniu, wciąż pod kontrolą swojego ekscentrycznego lidera.
Grzegorz "Chain" Pindor