W Bielsku-Białej, mieście, gdzie na koncertach wciąż przewijają się te same twarze, a muzycy w głównej mierze wymieniają się w różnych składach, co jakiś czas pojawia się nowy projekt, który ślepo wierzy w zaistnienie na scenie. Niektórym, mimo fenomenalnej muzyki i umiejętności, się to nie udaje - innym zaś, owszem, ale w specyficznej niszy.
Nie wiem czy załoga Borderline Personality Disorder zaistnieje na death metalowej scenie, bo z jednej strony - to, co grają bielszczanie jest zbyt nowoczesne i techniczne, z drugiej zaś - nawet w kategorii "sieczki i rozpierdolu", męczące, i bez szatańskiego namaszczenia.
Nie przeczę, muzycy BPD mają co najmniej solidny warsztat (to tyczy się w głównej mierze jeszcze nastoletniego gitarzysty - Jakuba Kosa), ale gdzieś między chęcią grania brutalnie i techniczne (a w zamiarze pewnie i świeżo) brakło talentu, który ustąpił rzemieślniczemu odegraniu skomplikowanych patentów i tematów.
Dodatkowo, debiutancka EP bielszczan to swoisty przegląd fascynacji muzyków wywodzących się z różnych środowisk, co dobitnie odwzorowuje chyba (można tak powiedzieć) hit (!) w postaci "Hannibal" (zwróćcie uwagę na blasty!).
Niestety, nawet jeśli przekonamy się do natłoku dźwięków (przydługich solówek również), przychodzi czas na konfrontacje z wokalem starszego z braci Kosów. O ile na koncertach jest moc, tak na EP chyba "nie czuję" tego co robi Filip. A staram się, i to mocno. Możliwe, że przejadły mi się zarówno takie wokale (a tak przy okazji, polecam Filipowi skupić się wyłącznie na niskich rejestrach!), jak i death metal sam w sobie.
Mówi się trudno. Zwolennicy nowoczesnego oblicza śmierć metalu spod znaku Divine Heresy, thrashowej motoryki a`la The Haunted czy wreszcie, lekko Parterowego groove, mogą być zadowoleni. Ja niekoniecznie.
Grzegorz "Chain" Pindor