Mimo że Deicide istnieje 24 lata na rynku muzycznym, co jakiś czas prezentuje się nam w inny sposób niż w nostalgicznych notkach dziennikarzy o tym, jak to z Death, Morbid Angel i Obituary tworzyło podwaliny dla całej death metalowej sceny na Florydzie.
Ostatnim razem panowie zrobili to porządnie w roku 2006, wydając płytę "The Stench Of Redemption". Tym razem wyszło ponownie - średnio. Po włączeniu tej płyty każdy od razu zwróci uwagę na produkcję. Niezwykle czysta, jak na standardy gatunku. Dźwięki są bardzo selektywne, każdy instrument brzmi przejrzyście i wyraźnie - jak na żadnej poprzedniej płycie Deicide. Biorąc pod uwagę, że to death metal, można spokojnie powiedzieć, że jest mdło i nijako. Punkty nadrabia sama muzyka, która dzięki szybkiej perkusji i pulsującym riffom nie traci nic ze starego wigoru. Przy okazji: czy tylko mi niektóre motywy na "To Hell With God" kojarzą się nieodparcie ze Slayerem?
M. Kubicki
EMI