Ostatni album Engel z wokalistą Magnusem Klavbornem nie przynosi żadnej stylistycznej zmiany w karierze tego zespołu, ale za to potwierdza niewątpliwy talent grupy i ugruntowaną pozycję na skandynawskiej scenie.
Szkoda, że "Blood of Saints" to pożegnanie z jednym z najciekawszych skandynawskich wokalistów, który potrafił mocno złapać za serducho, aranżując swoje wokale w niemal popowy sposób, przez co znakomita większość śpiewanych partii Magnusa decydowała o przebojowym charakterze całej twórczości Engel.
Oczywiście, sam Magnus to nie wszystko, bo towarzyszący mu muzycy są sprawni aż nadto, a jeden z gitarzystów swe melodyjne pomysły szlifuje również w In Flames. I prawdę mówiąc, "Blood of Saints" to właśnie materiał dla zwolenników nowego oblicza tej kapeli oraz dla tych, którzy parę lat temu zakochali się w ich kolegach z Avatar.
Mamy tu więc zarówno bardzo motoryczny i (mimo wszystko death) metal, całe pokłady fantastycznych harmonii, umiejętne posiłkowanie się elektroniką (w tej materii warto uczyć się od Soilwork), jak i kilka nieświadomych wycieczek w stronę amerykańskiego metalcore`a.
Miks to ciekawy, z pewnością doskonale sprawdzający się na żywo, ale w skali Starego Kontynentu może to nie wystarczyć, bo w czasie gdy Ci panowie pracowali nad nowym materiałem, reszta świata w wyścigu o innowacyjność na poletku melodyjnego metalu zdążyła ich dawno wyprzedzić. Mówi się trudno.
Grzegorz "Chain" Pindor