Pamiętam, że nad debiutem nastolatków z Forevermore brzydko i kolokwialnie mówiąc spuszczałem się przez dłuższy czas. Było to co prawda dwa lata temu, ale od tego czasu Ci młodzianie nabrali krzepy i umocnili się zarówno w wierze, jak i w obyciu z własnym instrumentem.
Przyznam co prawda, że już na debiucie skillsy mieli co najmniej oszałamiające, jednak to, co wyprawiają na "Sojourner" jest niebezpiecznie bliskie poziomowi August Burns Red, co - oczywiście - zawsze w przypadku takich zespołów traktuję za dobrą monetę.
Swoją drogą, za każdym razem, gdy słucham grup podobnych do ABR (Texas In July, The Soulless) jestem pod wrażeniem wpływu, jaki ma ten band na inne formacje. Nie mam tutaj na myśli samego brzmienia czy faktu, że perkusiści tych formacji grają BARDZO podobnie i w zbliżonej konfiguracji zestawu. Chodzi mi o same rytmiczne patenty, harmonie i sposób, w jaki muzycy płynnie przechodzą od dość skomplikowanych, złożonych i połamanych partii do przebojowych i ujmę to tak: wesołych fragmentów.
Ku mojej uciesze, tych ostatnich na "Sojourner" jest mało, co cieszy, bo czyste wokale Alexa Smitha (sprawdźcie koniecznie "Inquisitor") powinny być li tylko dodatkiem. Poza tym, dwójka zespołu z Indianapolis ma ciekawy, trochę mroczny klimat i co mnie akurat bardzo cieszy, brak tutaj ewidentnych hitów, dlatego uważam, że album jest bardzo równy i nie warto przerywać jego odtwarzania. Po prostu, "Sojourner" łyka się w całości, razem ze wszystkimi breakdownami, momentami zbyt efekciarskimi solówkami i całą dawką Boga w tekstach.
Grzegorz "Chain" Pindor