Chciałem być bezkrytyczny wobec francuskiej bestii w postaci Gojira, ale zespół braci Duplantier trochę obniżył loty, więc nie wypada wyłącznie klepać panów po plecach.
Nie żeby "L`Enfant Sauvage" było albumem złym, wręcz przeciwnie - pół metalowego świata może Gojirze czyścić buty, ale mimo wielkich chęci (oraz możliwych zmian, jakie zapowiadać miała EP "Sea Shepherd", która ostatecznie nie ujrzy światła dziennego), Gojira jakby zatrzymała się w bezpiecznym dla siebie miejscu.
Właściwie to panowie nie idą krok dalej od tego, czym raczyli nas na "The Way of All Flesh", wciąż jednak tworzą muzykę inteligentną, świeżą i mającą głębokie przesłanie.
Jedynym novum mogą być (naprawdę dobre) czyste wokale Joe czy wykorzystanie syntezatorów. Zresztą elektroniczne tła ładnie uzupełniają popisy Christiana i Joe, ale to, co wybija się na pierwszy plan, to tradycyjnie gra znaku firmowego Gojira, czyli młodszego z braci Duplantier - Mario. Groove, jakim raczy nas na "L`Enfant Sauvage" (z naciskiem na utwór tytułowy oraz pełen blastów "Planned Obsolescence"), przebija nawet niektóre partie z poprzedniczki, a i śmiem twierdzić, że z "From Mars To Sirius" również.
Rażących mankamentów nie dostrzegam, "L`Enfant Sauvage" to po prostu kolejny (dobry) album Gojira. Szkoda tylko, że nie jest to żadna rewolucja w metalowym świecie. Nie bez kozery upatruje się w muzyce Francuzów "kolejną wielką rzecz" tego gatunku, ale jeśli panowie nie zaczną eksperymentować (jak w "Born in Winter"), cała ta ekscytacja może się skończyć.
Grzegorz "Chain" Pindor