Nie pamiętam czasów, kiedy to "bestia wychodziła z podziemia", co kończyło się cenzurą tekstów, okładek - a nawet koncertów, zamiast zaś Solidarności w domyśle chodziło o czarci metal i szatana.
Tamte odległe już czasy miały swój urok, i właśnie dzięki takim zabawnym kontrowersjom wiele undergroundowych zespołów mniej lub bardziej istniało w świadomości wygłodniałych słuchaczy. Wnioskuję, że Hazael jako twór mocno szwedzki, a jednak polski, i w dodatku zły do szpiku kości - cieszył się podziemną, smoliście czarną estymą.
Dziwi mnie tylko, że Robert z Psycho Records reklamował nową przesyłkę jako niespodziankę, i, że z pewnością mnie ucieszy. Ale Robertowi wybaczam, bo mojego gustu nie zna, a częściowo - i tutaj pochlebnie - dziękuję za przenosiny w czasie do 1992 r.
"Clairvoyance" to doskonały dowód na to jak grać death metal z jajami, jeszcze nie gniecionymi przez skórzane gacie i udawaną "napinkę". Bez melodyjek, bez patatajstwa, gęsto, momentami archaicznie do bólu - ale ma to swój urok. A bardziej miało.
Sześć utworów. Tyle trzeba by zniszczyć moje narządy słuchu - głównie przez notoryczne podkręcanie potencjometra by cokolwiek usłyszeć. Jeśli kochasz Nihilist, pierwszy materiał Grave i masz w dupie to co działo się w UK lub Stanach Zjednoczonych wiesz co masz robić.
Grzegorz "Chain" Pindor