Niemcy z Heaven Shall Burn są na chwilę obecną jednym z największych zespołów w swoim gatunku. Każdy kolejny materiał live – czy to z festiwali, czy w formie oficjalnego DVD, dowodzi ich zasłużonej pozycji na kontynentalnej scenie i nie pozwala przejść obok nich obojętnie.
Niegdyś nazywani nowoczesną odpowiedzią na Bolt Thrower (ze względu na ciężar) Heaven Shall Burn dziś stoją ponad wszelkimi porównaniami, wytrwale prezentując wysoką formę, eksploatując przy tym własny wyrobiony styl, który z albumu na album niebezpiecznie zbliża się do szwedzkiego metalu.
Po odrobinę chłodniej przyjętym "Invictus" grupa zrobiła sobie trzy lata przerwy od studia nagrań. I bardzo dobrze. "Veto" to wbrew pozorom bardzo świeży materiał, co prawda cierpiący na strasznie sztuczne brzmienie bębnów, ale Ci panowie zdążyli nas do tego przyzwyczaić. Tak przekompresowane beczki mi nie przeszkadzają, a co najmniej słyszalny trigger na stopach przestał już na mnie robić (negatywne) wrażenie. To jeden z elementów brzmienia tego zespołu i nie będę tego negował.
A zalety? Masa świetnych melodii, ponowny romans z elektroniką, prostą, wymowną i uzupełniającą łomot spuszczany przez kwintet z Saale. Wokalnie jak zawsze klasa i śmiem twierdzić, że Marcus Bischoff z albumu na album (a widziałem ich też na żywo - jest dokładnie tak samo) robi coraz lepszą robotę. Najlepszym tego dowodem, będącym jednocześnie poważnym zaskoczeniem ze względu na wybór, jest cover power metalowych krajan z Blind Guardian.
Nieśmiertelna "Valhalla" jest, tu ponownie niespodzianka, najbardziej reprezentatywnym utworem na krążku, głównie dzięki popisom Marcusa, nowoczesnemu brzmieniu, death metalowym wtrąceniom plus - ku ogólnemu zdziwieniu wszystkich słuchaczy i recenzentów - niespodziewanemu featuringowi nie kogo innego jak Hansa Kürscha.
Co z resztą materiału? Jest dobrze, chyba nawet aż za dobrze, bo większość kompozycji, z naciskiem na fenomenalny otwieracz "Godiva", mocarne "Fallen" - przypominające "Counter weight" z mojego ulubionego "Deaf To Our Prayers" - czy singiel, dość mroczny jak na ten zespół "Haunted Will Be Haunted", nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości co do jakości tego albumu.
"Veto" w odróżnieniu od poprzedniczki, o której wspominałem powyżej, to bardziej zwarty album, krótszy i bez wypełniaczy. Można by rzecz NARESZCIE! I prawidłowo, bo niebo tym razem rzeczywiście płonie.
Grzegorz "Chain" Pindor