Fani In This Moment powinni czuć się obrażeni nowym dziełem tejże formacji, płytą "Blood". Dziennikarze muzyczni również, bo tak słabego, przeciętnego rocka/metalu dawno nie słyszałem.
Niegdyś fascynowałem się kapelami z kobietami na wokalu, zarówno z pannami śpiewającymi ładnie (m.in. In This Moment), jak i tymi, które potrafią się bardzo solidnie wydrzeć (Light This City, The Agonist). Pamiętam, że In This Moment skradło moje serce całkiem fajnym przepisem na miks metalcore`owych elementów z bardziej przyjaznym dla stacji radiowych graniem. Miks ten był (wtedy) przebojowy, momentami prosty, ale genialnie wyprodukowany. A teraz, parę lat później, do rąk mych trafia "Blood" i zastanawiam się o co tu k&%^* chodzi.
Z kapeli, która spokojnie mogła jednoczyć zarówno metalheads w długich włosach, jak i panny ceniące sobie alternatywę i solidny gitarowy czad, In This Moment staje się miałkim, dziwnym tworem, który mimo że bazuje na sprawdzonym przepisie, próbuje na nowo wymyślić koło.
Nie wiem po co im cała ta elektronika - może chcą zabłysnąć na festiwalach pokroju Castle Party, a może podobają im się nowoczesne popowe produkcje? Zamiast grać mocno, do przodu, tak jak na metalowców przystało, rozdrabniają się na dobre. Już pal licho samą muzykę, bo bardziej skoczne fragmenty z pewnością sprawdzą się na żywo, ale to, co odwala niegdyś piękna blond włosa wokalistka Maria Brink, przechodzi ludzkie pojęcie.
Jeśli kiedyś teksty jak "Lost At Sea" z albumu "The Dream" miały znaczenie i jakiś sens, tak teraz zastanawiam się, czy liryki są tutaj w ogóle potrzebne. Pannica mogła by śpiewać "po norwesku" a i tak nikt by na to nie zwrócił uwagi. Tak jak nie przywiązuje się wagi do tekstów popowych "artystów" w radiu.
Straszne rzeczy. Co tu dużo więcej pisać. O tym jaką metamorfozę przeszedł ten zespół, niechaj świadczy klip do "Blood". Lady Gaga jest tylko jedna, a co ciekawe, też potrafi krzyknąć.
Grzegorz "Chain" Pindor