"Portal Of I" to nie jest łatwy album i trzeba to sobie powiedzieć już na samym początku recenzji. Płyta ta wymaga czasu, ale zostaje to wynagrodzone z taką nawiązką, że fani progresywnego metalu zawiedzeni ostatnim dokonaniem Opeth mogą poczuć, że oto debiutuje zespół, który ma szansę w przyszłości przejąć dziedzictwo Szwedów.
Porównywać jednak Ne Obliviscaris z Opeth byłoby dużym uproszczeniem, choćby dlatego, że omawiany zespół niejako uprogresywnia black metal w tych elementach, gdzie do tej pory nie było to powszechnym zjawiskiem. Brzmi to trochę jak projekt, w którym mógłby maczać palce Devin Townsend.
Muzycznie mamy tutaj do czynienia z niezwykle profesjonalnym nagraniem. Solówki są jednocześnie bardzo techniczne i melodyjne. Świetnie brzmi linia basu, a perkusja pracuje jak szalona, choć to skrzypce są w tej sztuce głównym bohaterem i zgarniają największe oklaski, co udowadnia świetnie chociażby utwór "Forget Not".
Wiele małych rzeczy składa się na sukces "Portal Of I". Ten wybitnie złożony album powinien w najbliższym czasie zdobyć należną mu popularność, a trzeba powiedzieć, że brzmi, jakby był zaledwie mikrokosmosem możliwości Australijczyków. Co usłyszymy po tym debiucie, przeraża i ekscytuje zarazem, a to więcej niż możemy oczekiwać po wielu wykonawcach obecnych na scenie od lat.
M. Kubicki
AURAL