Kilkuletni flirt z łagodniejszą muzyką w stylu
Depeche Mode nie przyniósł Paradise Lost spodziewanego
sukcesu komercyjnego, tak wiec prekursorzy
gotyckiego metalu na nowej płycie postanowili
powrócić do brzmienia, które przyniosło im popularność na początku kariery.
Znów jest
dynamicznie, gitary brzmią potężnie, a wokalista
potrafi ryknąć nie gorzej niż Lars Urlich z Metalliki.
Paradoksalnie, tak gra teraz całe mnóstwo
młodych wykonawców, a nagrania dawnych mistrzów
gatunku nie wyróżniają się niczym szczególnym.
Co prawda są dość melodyjne, odpowiednio
mroczne, ale brak im świeżości, która cechowała
muzykę zespołu przeszło dekadę temu. Własny
ogon został już dawno skonsumowany i nijak nie
chce odrosnąć.
Grzegorz Dusza
CENTURY MEDIA