Pelican to zespół, który na przestrzeni ostatnich sześciu lat wydawniczych, przeszedł drogę od atmosferycznego sludge metalu do post-rocka. Rozległe krajobrazy muzyczne zostały zastąpione dużo bardziej skondensowanymi, ukierunkowanymi na prostsze, gitarowe riffy. Nie było w tej zmianie nic złego, ale dzisiaj, przy premierze czwartego albumu "What We All Come To Need" wiemy, że była to tylko tymczasowa ucieczka od braku pomysłów na to co dalej.
Kwartet Pelican zdaje się być zagubiony w swoich poczynaniach, jakby każdy z muzyków bez przekonania robił swoje. Skąd to zmieszanie i co powinien zrobić Pelican by utrzymać swoją dawną świeżość? Na pewno rozwiązaniem nie okazało się być dodanie po raz pierwszy w historii zespołu wokaliz (w zamykającym płytę "Final Breath"). Nadziei na odnalezienie drogi przez grupę nie pozwalają tracić te momenty płyty, które przypominają poprzednie dokonanie zespołu: "City Of Echoes". To dobre wspomnienie o unikalnych umiejętnościach Laurenta, Trevora, Larry`ego Herweg i Bryana, mogących jeszcze zachwycić w przyszłości, o ile uda im się jeszcze raz zaskoczyć nas kreatywnością w budowaniu kompozycji.
M. Kubicki
Hydra Head