Od czasu wydania "Ire Works", przełomowego dla The Dillinger Escape Plan albumu ukazującego nowe, romansujące z lżejszym i niemal przebojowym (popowym) graniem oblicze, w zespole sporo się zmieniło.
"Option Paralysis", następca tamtego krążka, był strzałem między oczy, jednak zwiastował obranie trochę innego kierunku, czego jesteśmy świadkami w przypadku - mimo wszystko - wciąż brutalnego i do bólu matematycznego "One Of Us Is The Killer".
Balans pomiędzy chaotycznym, skomplikowanym technicznie szaleństwem, a łatwo wpadającymi w ucho melodiami czy niemal Pattonowskim klimatem jest największą zaletą tego wydawnictwa. Tak samo jak sam Greg Puciato, który od swojego mistrza (miał okazję z nim współpracować) nauczył się, jak urozmaicać utwory co najmniej nieszablonowymi wokalami, dalece wykraczającymi poza zwykłe screamy czy śpiew sam w sobie. Zresztą, wystarczy posłuchać utworu tytułowego, żeby zrozumieć, jak genialnym wokalistą i aranżerem jest uwielbiany przez damską część publiczności energiczny Puciato.
Jednakże wbrew pozorom i mojej osobistej sympatii do samego Puciato, nie on jest gwiazdą tego wydawnictwa. To, co nadal wyróżnia The Dillinger Escape Plan na tle innych mniej lub bardziej math-metalowych/core`owych kapel, to przepotężna sekcja rytmiczna, która - choć nurt sam w sobie m.in. przez samo TDEP jest wyeksploatowany - potrafi zaskoczyć nietypowym złamaniem metrum. Gitarzyści, obaj odpowiedzialni za większość kompozycji, wcale kolegom napędzającym całą tę machinę nie odstępują na krok i dowodzą, choć wcale robić tego nie muszą, że to w ich palcach drzemie cały jeszcze niewyczerpany potencjał Dillinger Escape Plan na przyszłe lata.
Sprawdźcie koniecznie: "Paranoia Shields", mojego faworyta - chyba najcięższy numer na całym albumie, czyli "Crossburn", oraz trudny i wchodzący dopiero po którymś odsłuchu "CH 375 268 277 ARS" (btw, co znaczy ten tytuł? Wyjaśnienie zostawiajcie w komentarzach - przyp.red).
Piąty studyjny album The Dillinger Escape Plan to moc. Nokaut zarówno na płaszczyźnie metalowej ekstremy, jak i bardziej przystępnego niemal rockowego grania.
Grzegorz "Chain" Pindor