Pokrętna i dramatyczna historia - można już to powiedzieć - rozpadu As I Lay Dying z powodu zlecenia zabójstwa swojej żony przez wokalistę grupy była jednym z tematów, którymi żywiły się wszystkie, nawet niemetalowe media. W tym czasie, w ciągu roku, reszta formacji składająca się z czterech muzyków przejrzała swój dotychczasowy dorobek i - co zdecydowanie słychać - odrzuty z sesji swojej poprzedniej kapeli. Tak oto powstał debiut Wovenwar.
Do składu ekipa dobrała sobie nie byle jakiego wokalistę, bo Shane`a Blaya, chrześcijanina z Oh, Sleeper, który wizerunkowo, ideologicznie, a przede wszystkim, stricte wokalnie doskonale wpisał się w niemal radiową odsłonę [As i Lay Dying]. Panowie z góry zapowiadali, że materiał, który wydadzą pod nowszym szyldem, ale nadal pod skrzydłami Metal Blade, będzie radiowy, przebojowy, a przede wszystkim pozbawiony metalcore`owych naleciałości. Rzadko kiedy muzycy nie kłamią, więc ekipa Wovenwar ma plusa już na starcie. Jak głosili, tak zrobili.
Prawie godzina spędzona z debiutanckim albumem Amerykanów to muzyczny rollercoaster pełen powerplayów i mniej lub bardziej emocjonalnych utworów. Swoją drogą nie ja jedyny zauważyłem, że gdyby jednak brzmieniowo dociążyć Wovenwar, a za mikrofonem ponownie postawić Lambesisa, byłby to kolejny świetny materiał As I Lay Dying. Tak się jednak nie stało i duet Gilbert/Blay raczy nas wyłącznie śpiewem, którego winni im zazdrościć komercyjni wokaliści.
Mimo że muza wciąż metalowa komercyjny aspekt twórczości Wovenwar jest bardzo istotny. Przez rok panowie wpadli w dość poważne tarapaty finansowe, myślę, że teraz szybko się jednak odkują. Target nowej, odświeżonej wersji As I Lay Dying poszerzył się bowiemnawet trzykrotnie. Mogą ich słuchać rozczulone nastolatki ceniący dobry riff, lubiący świetny głos mężczyźni jak niżej podpisany, a przede wszystkim, rzesze ludzi, którzy z metalem są na bakier, a chcą się trochę odchamić.
Trzynaście z piętnastu utworów zawartych na krążku silnie uzależnia, a kilka z nich, jak "Matter of Time" (popis wokalu Gilberta!) o dziwo wściekłe (niemal thrashowe) "Archers", nośne i bardziej przypominające hymn "Sight of Shore" czy mój absolutny numer jeden, hit lata, jeśli nie całego roku "The Mason" z genialnym otwierającym riffem, długo nie zejdą z playlist alternatywnych rozgłośni radiowych. O sile tych utworów przekonamy się już wkrótce, bo we wrześniu, kiedy to zespół trafi do polski w roli supportu In Flames.
Nie ukrywam, że będzie to dla mnie jedno z najważniejszych tegorocznych wydarzeń i nie mam zamiaru, drodzy czytelnicy, mydlić wam oczu - choć Wovenwar nie prezentują niczego odkrywczego, pokochałem ich od pierwszego kontaktu. Dawno nie słyszałem tak dobrze zagranego, wyprodukowanego rockowo/metalowego grania i przez długie tygodnie będę miał nazwę tej kapeli na ustach. Razem z Blay`em i zdecydowanie za mało śpiewającym Gilbertem zdzieram gardło, by chwalić ich jak i Pana, który nie poskąpił im talentu.
Grzegorz "Chain" Pindor
Metal Blade