Gdy przyglądałem się liście premier na rok 2010, ten album stawiałem w czołówce najbardziej oczekiwanych. Niestety, okazało się, że był to strzał, jak kulą w płot. "One Life Stand" bynajmniej nie jest płytą złą, jednak zdecydowanie zawodzi, gdy bierze się pod uwagę, że to ten sam zespół, który zakasował konkurencję albumem "The Warning" w 2006 r.
Choć to właśnie Hot Chip swego czasu zaczęło przywracać modę na electropop, dzisiaj nie prezentuje sobą tak wiele, jak w poprzedniej dekadzie. Gdy bliżej przyjrzeć się ich czwartej płycie, trudno nie stwierdzić, że dzisiaj w gatunku ciekawiej wypada skomercjalizowana La Roux czy wysłużone Pet Shop Boys. Są jednak i dobre momenty, które nie wieją nudą. Część piosenek niewątpliwie zdobędzie parkiety, zwłaszcza te, które kierują się w stronę czystego disco. Mimo dwóch zwrotów akcji na płycie, całość wydaje się monotonna i wraz z upływem kolejnych minut czuje się zawód, że Hot Chip prawdopodobnie pragnie na siłę otoczyć się kultem na miarę Depeche Mode. Choć wielu z nas Hot Chip wciągnęło w nurt indie, dzisiaj musimy im już podziękować, bo po tylu latach wspólnych występów nagrali swoją najgorszą płytę.
M. Kubicki
EMI MUSIC