Czy zakładając własną wytwórnię płytową Reprise Frank Sinatra wiedział, że kiedyś będzie w niej nagrywał ktoś taki jak Michael Bublé? Kanadyjczyk wszedł przebojem na sceny - i to od razu prestiżowe - dzięki producentowi Davidowi Fosterowi.
Ten odkrywca młodych talentów zwykle się nie myli, a jego pracę słychać i na nowym albumie Bublé’a. Po raz pierwszy wydany rok temu, doczekał się edycji De Luxe zawierającej dodatkową płytę koncertową. "Crazy Love" od razu wskoczyło na pierwsze miejsce listy Billboard 200. Druga edycja ma szansę dodać kolejny milion do sprzedanych egzemplarzy.
Jej największą zaletą jest właśnie zarejestrowany występ na żywo. I taki Michael Bublé podoba mi się najbardziej. Ma bliski kontakt z publicznością, która razem z nim śpiewa "Me and Mrs. Jones" i "End of May". Jest bardziej romantyczny w balladach, jak "Haven’t Met You Yet", bardziej dynamiczny w skocznych hitach, jak "Twist and Shout". Jest też nowy studyjny utwór "Hollywood" z szansą na kolejny przebój kanadyjskiego wokalisty. Sinatra może być zazdrosny.
Marek Dusza
Reprise/Warner