Wiadomość o nowej płycie Moniki Brodki zaskoczyła mnie i wywołała na twarzy bardzo szeroki uśmiech. W końcu okazji do "poużywania sobie" na kolejnych tworach bohaterów "Idola" mamy coraz mniej.
Gdy dowiedziałem się, że ma też być nieco alternatywnie, pomyślałem, że ostatecznie przestanę się znęcać nad twórczością Marii Peszek, i od tego momentu swoje frustracje zacznę wyładowywać na wokalistce z Twardorzeczki. Artystka, zamiast stać się moją ofiarą, znokautowała mnie w pierwszej rundzie, nagraną electropopową płytą w duchu Roisin Murphy z góralskimi przerywnikami, racząc mnie na koniec francuszczyzną.
Porównanie z Nosowską, które się nasuwa, jest oczywiście na wyrost, ale Brodka podąża właśnie w kierunku takiej dojrzałej liryki i niebanalnego brzmienia. Nie wiem, czy ta płyta ma szansę na komercyjny sukces, bo gusta Polaków częściej mnie smucą, niż radują. Kto by się jednak tym przejmował, skoro jest jasne, że folktronicowa "Granda" uciera nosa wszystkim pseudo-alternatywnym gwiazdom naszej sceny muzycznej?
M. Kubicki
Sony