Ci, którzy zaliczyli Walijczyka Toma Jonesa do grona dinozaurów, srodze się pomylili. Na swoje siedemdziesiąte urodziny sprawił sobie i fanom wspaniały prezent, nagrywając płytę ze standardami amerykańskiej muzyki i własnymi stylizacjami.
Wśród nich są: wybrany na singiel dylanowski "What Good Am I?", "Burning Hell" Johny Lee Hookera z ostrą jak brzytwa partią gitary, a także utwory w stylu country, rhytmn'n'blues i rock'n'roll. Choć nie jestem wielbicielem Toma Jonesa, to tym albumem całkiem mnie uwiódł. Renesans jego popularności przyniosła płyta "Reload", nagrana z udziałem młodych gwiazd sceny pop, będąca ukłonem w kierunku współczesnej muzyki tanecznej oraz krążek "24 Hours" z wielkim przebojem "I'm Alive". Tym razem mamy do czynienia z całkiem odmienionym artystą. "Praise & Blame" to bardzo osobisty, sentymentalny powrót do początków kariery, do szorstkich klasycznych brzmień. Tom Jones dysponujący głosem o wielkiej naturalnej ekspresji doskonale czuje się w takim repertuarze. Jeśli uda mu się zachować ten wigor, to pewnie wkrótce znów nas czymś zaskoczy.
Grzegorz Dusza
Universal