Andrew van Wyngarden i Benjamin Goldwasser penetrują muzyczną przeszłość, by stworzyć brzmienie przyszłości. W ich piosenkach znajdziemy wiele odniesień do psychodelii lat 60. i syntezatorowych brzmień lat 80. Bliscy są im Beatlesi ze swoim eksperymentatorskim podejściem do struktury utworów i melodyką, Beach Boysi słynący ze złożonych harmonii wokalnych czy David Bowie w jego kosmicznym wcieleniu z okresu Ziggy’ego Stardusta. Bliskie są im także syntezatorowe zespoły, które kształtowały new romantic, jak choćby Depeche Mode, The Human League i Duran Duran.
Ich nowy album "Little Dark Age" z jednej strony jest stylizowany na retro, z drugiej - brzmi bardzo współcześnie, momentami wręcz nowatorsko. Co najważniejsze, słucha się go z wielką przyjemnością. Piosenki płyną sobie lekko i swobodnie, urzekają melodyką, na płycie panuje radosny klimat z odrobiną melancholii. Znakomitą robotę wykonali producenci Patrick Wimberly (Kelela, Blood Orange) i Dave Fridmann (Flaming Lips, Tame Impala). "Little Dark Age" to doskonały soundtrack na nadchodzące lato.
SONY