Daleką drogę przebył Justin Vernon aka Bon Iver od swojego folkowego debiutu "For Emma, Forever Ago" po quasi-elektroniczne produkcje, zawarte na najnowszym albumie o dość enigmatycznym tytule " i, i".
Ceniony przez krytyków i lubiany przez słuchaczy artysta tworzy muzykę wymykającą się wszelkim klasyfikacjom. Gdyby jednak obrać ją z elektronicznych instrumentów, pozbawić złożonych aranżacji i przetworzonych partii wokalnych, otrzymalibyśmy bardzo czytelne, osadzone w folku i soulu piosenki.
Z każdego kąta tej płyty wygląda Peter Gabriel. Bon Iver jest wyraźnie zauroczony jego twórczością, co słychać w sposobie prowadzenia partii wokalnych, żarliwości ich wykonań oraz aranżacjach nawiązujących do białego soulu i muzyki afrykańskiej.
To jednak tylko inspiracje, bo Amerykanin tworzy muzykę na wskroś nowoczesną, wręcz futurystyczną. Bon Iver snuje intymne opowieści, odsłaniając swoje myśli na tyle, na ile pozwala mu wstyd. Świetnie wyprodukowane piosenki urzekają emocjonalną głębią i onirycznym klimatem.
U boku Justina Vernona pojawia się cała rzesza gości, jak bliski mu stylistycznie James Blake, Aaron Dessner z The National czy Bruce Hornsby, którego charakterystyczna gra na fortepianie ubarwiła wydany na singlu gospelowy song "U (Man Like)".
Grzegorz Dusza
Jagjaguwar/PIAS