King Krule jest jedną z najbardziej interesujących postaci, jakie pojawiły się w ostatnich latach na Wyspach Brytyjskich. Po nominowanym do Nagrody Mercury albumie "The OOZ" z 2017 roku prezentuje swój czwarty krążek - "Man Alive!".
Archy Ivan Marshall, bo tak naprawdę się nazywa, zagrał tu na wszystkich instrumentach z wyjątkiem saksofonu, na którym towarzyszy mu przyjaciel z Argentyny, Ignacio Salvadores.
Muzyka Brytyjczyka wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Śpiewane przez niego piosenki brzmią surowo, wręcz minimalistycznie, ale niczego w nich nie brakuje. Do jej opisania najlepiej pasuje określenie lo-fi. To domowa produkcja, z pozoru bałaganiarska, ale ostatecznie układająca się w przemyślany ciąg kompozycji.
Marshall zawarł na płycie "Man Alive" wszystko, co zdołały wychwycić jego uszy. Odnajdziemy tu inspiracje hip hopem, soulem, nową falą, muzyką południowoamerykańską i dream popem. Jak sam zaznacza, chciał stworzyć perfekcyjną produkcję w stylu Flying Lotusa, ale mu nie wyszło.
Tu jednak przesadza, bo choć to minimalistyczna realizacja, to trzyma w napięciu przez 40 minut. "Man Alive" zaczyna się dość szybko, agresywnie i dramatycznie, by z biegiem trwania tracić swój impet i zakończyć się ciepło i szczęśliwie.
Grzegorz Dusza
XL/Sonic