Występy Czesława Niemena na festiwalach Jazz Jamboree w 1972 i 1975 r. obrosły legendą. Choć Sala Kongresowa była za każdym razem przepełniona, nikt, kogo znam, nie uczestniczył w tamtych wydarzeniach. Już wtedy śledziłem wszystko, co Niemen nagrywał, słuchałem jego płyt "na kolanach", z bezgranicznym uwielbieniem.
Niemen był dla mnie polskim King Crimson czy nawet Mahavishnu Orchestra, choć nie rozumiałem dobrze jego muzyki. Nawet dziś jego eksperymenty brzmieniowe z pogranicza progresywnego rocka, jazzu i muzyki współczesnej są trudne w odbiorze. Ale to przykład szczerej, artystycznej kreacji i to na żywo. Najciekawszy jest dla mnie fragment widowiska "Komeda" ze swobodną interpretacją "Kattorny" i wplecionej w nią ostatniej kompozycji Komedy "100 Years". Niesamowite solówki wykonał tu gitarzysta Apostolis Antymos, a Czesław Niemen gra na organach Hammonda jak w onirycznym transie.
Na drugiej płycie mamy już inny zespół - Niemen Aerolit. Więcej tu wprawek i prób brzmieniowych niż przejrzystych idei. Niemen na koncertach eksperymentował, sprawdzał, czy jego muzyka jest akceptowana. Wolę jednak studyjne albumy.
Marek Dusza
POLSKIE RADIO