Z recenzjami płyt Morrisseya mam zawsze kłopot. Z jednej strony nagrywa perfekcyjnie zrealizowane albumy wypełnione udanymi piosenkami, z drugiej zaś zdecydowanie ustępują one dokonaniom The Smiths, z którymi święcił triumfy w latach 80.
Jego styl jest skrystalizowany i trudno spodziewać się jakieś muzycznej rewolucji. Na okładce jedenastego solowego krążka bawi się z psem, co - biorąc pod uwagę jego miłość do kotów - zaskakuje.
Otwierający płytę "World Peace Is None Of Your Business" utwór tytułowy zwraca uwagę na biedę panującą na świecie. Morrissey zarzuca nam bierność, a do działania ma nas pobudzić żwawy rytm i rockowa gitara. Do ery bitników nawiązuje kompozycja "Neal Cassady Drops Dead", w której na zmianę słyszymy ostre rockowe i akustyczne dźwięki.
Morrissey jest znakomitym tekściarzem, co udowadnia na tej płycie. W "I`m Not A Man" śpiewa, że jest kimś więcej niż tylko mężczyzną. Czasy The Smiths przywołują melancholijnie brzmiące "Istanbul" i "Staircase At The Universityh". Takiego Morrissey`a lubię najbardziej. Podobać może się latynosko brzmiący "Earth Is The Loneliest Planet". Album zamyka "Oboe Concerto" dedykowany tym, którzy odeszli.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL