Zazwyczaj bywa tak, że im więcej jesz miodu, tym bardziej się zamulasz. W przypadku grupy Mjut jest zupełnie na odwrót. Im dalej w płytę "9", tym lepiej.
Mimo że ekipa z Działdowa działa już osiem lat to dopiero druga płyta kwartetu wydana 5 lat po debiucie. W dodatku mocno skondensowana - trwa niewiele ponad pół godziny. Well, takie są realia młodych muzyków z kraju nad Wisłą, którzy nie mogą sobie pozwolić na życie z grania...Ale to tylko dygresja, zajmijmy się tym, co znajdziemy na krążku "9".
Mjut serwuje nam alternatywne granie podszyte lekko funkującą gitarą i elektroniką. W tekstach mamy zaś szerokie spectrum obserwacji społeczeństwa, animozji i przywar A.D. 2015, z hejtowaniem wirtualnego świata ("Komputery") na czele.
Patryk Kienast to niezły tekściarz, który sprytnie bawi się słowem, zgłębiając poruszane tematy. Ba - rzuca nawet jednym z lepszych straight-edgowych haseł, jakie słyszałem w tym roku - "żyj blisko natury, daleko od państwa" (we "Wszyscy ludzie i ja"). Jedyne, co mnie czasem razi, to przesadna dążność do rymów dokładnych, która czasami zakrawa o pastisz.
Jak wspomniałem, muzycznie bardziej podoba mi się druga połowa płyty, głównie za sprawą stadionowego, bliskiego hitom Kings Of Leon "To nie jest fair" czy pełnej dźwiękowych pejzaży (gitara, skrzypce, elektronika) ballady "17 GB". Osobiście wolałbym tylko, gdyby miks kładł większy nacisk na instrumenty - IMO wokal Patryka jest tu trochę zbyt uwypuklony.
Tym niemniej chwalę "9". Mjut w pół godziny pokazał, że jest zespołem o szerokich zainteresowaniach, potrafiącym przenieść je na przebojowe kawałki.
Jurek Gibadło
Muza/Mystic