Samobójcza śmierć lidera zespołu Chestera Beningtona zamyka pewien ważny rozdział w muzyce. Wylansowany przez Linkin Park nu metal przechodzi do historii.
Fenomen zespołu polegał na umiejętnym zestawieniu czystego śpiewu Beningtona z partiami rapowanymi. W połączeniu z mocnymi gitarowymi riffami i szczyptą elektroniki dawało to potężną dawkę rockowego czadu. Zespół potrafił także tworzyć wpadające w ucho refreny, co doskonale sprawdzało się podczas występów na żywo. Szkoda, że wydany tuż przed śmiercią muzyka album wypada tak słabo.
Skoro wszystko tak dobrze funkcjonowało, to dlaczego na "One More Night" Linkin Park postanowili skręcić w stronę popu. I co u licha podkusiło ich żeby otoczyć się ludźmi, którzy odpowiadają za popowe hity Miley Cyrus i Kate Perry.
Próba przypodobania się bardzo młodemu odbiorcy dała kiepski skutek. Piosenki są nijakie i mdłe jak landrynki. To klasyczny przykład, jak można swoją karierę rozmienić na drobne, aż do tragicznego finału
Grzegorz Dusza
WARNER