Franz Ferdinand był jednym z tych wykonawców, którzy mieli zmienić oblicze rocka, na nowo przywrócić gitarowej muzyce popularność. Ich pierwsza płyta, Franz Ferdinand" (2004) obiecywała wiele, kolejne nie były już tak udane.
Franz Ferdinand był jednym z tych wykonawców, którzy mieli zmienić oblicze rocka, na nowo przywrócić gitarowej muzyce popularność. Ich pierwsza płyta, Franz Ferdinand" (2004) obiecywała wiele, kolejne nie były już tak udane.
Świeżo wydana, "Always Ascending" ma być nowym otwarciem dla Szkotów. Grupę opuścił gitarzysta Nick McCarthy, a w jego miejsce pojawił się muzyk z Glasgow - Julian Corrie. Zaangażowali także nowego producenta Philippe'a Zdara (Cassius, Phoenix, Beastie Boys), który miał za zadanie unowocześnić brzmienie zespołu. Ta sztuka udała mu się tylko częściowo.
Franz Ferdinand powiela tu stare gitarowe schematy, wzbogacając je o funkowe rytmy i analogowe syntezatory. Tytułowy "Always Ascending" i następujący po nim "Lazy Boy" przywołują Talking Heads i faktycznie zmuszają do tańca. Podobnie jak "Feel The Love Go" w stylu Davida Bowiego z lat 80. Szkoda, że takich energetycznych petard jest na płycie tak mało. Miało być euforycznie i żywiołowo, a często jest ślamazarnie i nijako.
Grzegorz Dusza
DOMINO/SONIC