W prawdzie już wcześniej nad całą wielokanałową rodziną Yamahy górowały wzmacniacze A/V z linii DSP, ale z powodu zbyt dużej przepaści cenowej niejako same zepchnęły się na margines oferty. Potrzebne było coś "pomiędzy" - grupa amplitunerów AV (a nie wzmacniaczy AV), jeszcze nie bardzo drogich, ale już "specjalnych".
Początkowo były to pojedyncze modele, lecz w trzeciej generacji, którą właśnie obserwujemy, gama Aventage rozrosła się do aż pięciu. Yamaha tym samym zdyskontowała wyobrażenia o luksusie i wyjątkowości, ale dla oceny mniej emocjonalnej i opartej mniej na "wizerunku" ważniejszy jest sam produkt, a nie jego nazwa.
Aventage to w dalszym ciągu bardzo zaawansowane urządzenia, z roku na rok udoskonalane, a samodzielna prezentacja amplitunera Yamaha RX-A1020 jest podyktowana jeszcze czymś więcej.
W tej chwili model ten zalicza się do najlepszych z tegorocznych dostępnych propozycji wielokanałowych Yamahy, a jest właśnie środek sezonu i "nie ma na co czekać". Niedługo pojawią się jeszcze RX-A2020 i RXA3020, które będą wyposażone w dziewięć końcówek. Od takiego nadmiaru głowa nie boli, ale może zaboleć kieszeń - więc jeżeli wystarczy nam "tylko" siedem, to optymalnym wyborem jest właśnie Yamaha RX-A1020.
Amplituner jest ciężki i bardzo dobrze zbudowany. W tej klasie sprzętu obowiązkowym elementem jest już nie tylko metalowy panel przedni, ale również metalowe pokrętła. Górna pokrywa nie dzwoni, jest solidna i w wielu punktach (także z góry) przykręcona do wewnętrznej ramy, która z kolei została dodatkowo wzmocniona przez dolne użebrowanie.
Design
Design Yamahy bazuje na dwóch połączonych płaszczyznach; górna z błyszczącą czernią zawiera przede wszystkim wyświetlacz, dolna - bogaty zestaw regulatorów, przycisków i gniazdek. Duża klapka osłania jedna wszystko oprócz pokręteł wzmocnienia, selektora wejść, klawisza systemu Direct oraz włącznika sieciowego. Nawet promowany przez Yamahę system Scene zawędrował pod klapkę, gdzie umieszczono także rozbudowane wejście podręczne.
Yamaha nie pozbywa się żadnego ze standardów, jest więc wejście analogowe (stereo RCA i kompozyt), optyczne cyfrowe, uzupełnione nowoczesnymi HDMI oraz USB, nie pominięto także wyjścia słuchawkowego.
HDMI jest pełnoprawnym złączem z obsługą 3D oraz wszystkich systemów obróbki obrazu, o których za chwilę, natomiast USB potrafi czytać pliki z nośników pamięci, pracuje też bezpośrednio z urządzeniami Apple, iPodami, iPhone’ami i iPadami.
Port przygotowano w taki sposób, aby można było nie tylko odtwarzać muzykę, ale także ładować wszystkie "grajki", co w przypadku iPada (wymagane mocne źródło zasilania) nie jest wcale takie oczywiste - nie wszystkie amplitunery radzą sobie z takim obciążeniem.
Wejścia i wyjścia
W wielu współczesnych amplitunerach, i to wcale nie tylko tych tańszych, można obserwować mocne cięcia w zakresie wyposażenia w wejścia i wyjścia. Yamaha nie przyłącza się do tego nurtu, tu wciąż liczba terminali jak i przegląd standardów są imponujące. Amplituner ma aż siedem wejść HDMI i dwa wyjścia (jedno z nich z protokołem zwrotnym ARC), a w sekcji analogowej jest równie bogato.
Aż cztery wejścia komponent współpracują z czterema kompozyt i czterema S-Video, a do tego przewidziano po jednym wyjściu każdego rodzaju. Dodatkowy komplet wyjściowy kompozytu i S-Video oddelegowano do pracy w zdalnej strefie. Yamaha nie rezygnuje także ze znanych standardów cyfrowych audio, są trzy wejścia współosiowe i trzy optyczne (optyczne jest też jedyne wyjście).
Do amplitunera podłączymy aż osiem analogowych źródeł stereofonicznych oraz gramofon z wkładką MM. Jest wielokanałowe wejście 7.1, a wyjście na zewnętrzne końcówki mocy ma postać 7.2 (dwa wyjścia dla subwooferów).
Dziewięć par zacisków głośnikowych nie oznacza dziewięciu końcówek (jak wspomniałem, jest ich siedem), ale możliwość wygodnego podłączenia dodatkowych kolumn efektowych, w zgodzie z firmowym systemem Yamahy Presence lub dekoderem Dolby ProLogic IIz.
Dodatkowe terminale mogą ewentualnie (albo-albo) zasilać bezpośrednio kolumny w drugiej strefie lub posłużyć do wykonania instalacji bi-ampingowej dla kolumn głównych. Wszystkie te opcje są skojarzone z końcówkami, umownie nazwijmy je szóstą i siódmą; pięć podstawowych niezmienie obsługuje system "bazowy" w ramach 5.1, dwie ostatnie są "dyspozycyjne".
Tylna ścianka
Na tylnej ściance jest jeszcze gniazdo sieci LAN, komplet wyzwalaczy i gniazdek systemu zdalnego sterowania oraz drugi port USB, przeznaczony do zasilania firmowego adaptera Wi-Fi YWA-10. Budowę systemu z drugą strefą można opierać na dodatkowym wyjściu HDMI, które zostało zaprojektowane właśnie w takim celu. Sygnał audio wyprowadzimy dodatkową parą terminali głośnikowych oraz dedykowanym wyjściem stereo RCA.
Nowoczesny amplituner byłby niczym bez funkcji sieciowych, Yamaha RX-A1020 ma port LAN, jest zgodna ze specyfikacją DLNA 1.5, co oznacza, że otworem stoją przed nami programowe i sprzętowe (NAS) serwery z plikami audio. Zarówno na nich, jak i na nośnikach pamięci, podłączanych do portu USB, możemy umieścić pliki WMA, MP3, AAC, WAV oraz Flac.
W przypadku tych dwóch ostatnich maksymalna rozdzielczość wynosi 24 bity/96 kHz. Jest też moduł radia internetowego. Od zeszłego roku amplitunery Yamahy obsługują protokół AirPlay (Apple). Stworzono także aplikację AV Controller, umożliwiającą sterowanie systemem oraz bezprzewodowe strumieniowanie muzyki ze smarfonów i tabletów; jest ona dostępna zarówno dla sprzętu z "jabłuszkiem", jak i konkurencji działającej pod kontrolą systemu Android.
Yamaha RX-A1020 jest bardzo dobrze wyposażony w zakresie przetwarzania sygnałów wideo, ze skalowaniem do 4K na czele. Amplitunery Yamahy są jednymi z nielicznych, do których można "oficjalnie" podłączać 4-omowe kolumny.
Co prawda jak oficjalnie, to oficjalnie - 4-omowe mogą być tylko kolumny lewa i prawa, a pozostałe mają być co najmniej 6-omowe. W praktyce wskazówki te oznaczają jednak, że do RX-A1020 możemy podłączać prawie wszystko. Trzeba tylko pamiętać o przestawieniu selektora impedancji, w domyślnym ustawieniu amplituner obsługuje kolumny 8-omowe (we wszystkich kanałach).
Odsłuch
Lubię bas syntetyczny, akustyczny, elektryczny, niezależnie od ilości strun, wielkości membrany czy maszyny, która go generuje. Bas musi być zarówno niski jak i dobrze kontrolowany, przede wszystkim powinien być energetyczny - po to najczęściej jest, żeby nadawać muzyce puls i siłę. Co to ma jednak wspólnego z amplitunerem, którego z niskotonowych obowiązków zwalnia zazwyczaj subwoofer?
Coraz częściej amplituner musi jednak sprostać także muzycznym zadaniom, gdyż wbudowane układy strumieniowe, porty USB czy w końcu AirPlay zachęcają, by zostawić na boku atrakcje wielokanałowe. Yamaha potrafi bardzo dużo, nie jest może doskonała, ale przecież nawet wśród wzmacniaczy stereofonicznych w tej cenie trudno o ideał.
Bas z RX-V1020 jest mocny, obfi ty, lekko "przy kości", a przy tym dynamiczny i dokładny. Potrafi zagrać ciepło, zamruczeć, może też uderzyć i zawibrować. I wszystko to może serwować bardzo głośno.
Środek pasma jest raczej miękki, uplastyczniony, i chociaż chwali się też dobrą przejrzystością, to rzadko staje się drapieżny czy atakujący; nawet gdy wychodzi do przodu, to pozostaje czysty.
Ład i porządek - nawet gęste i nafaszerowane ostrymi detalami fragmenty kinowe nie wyprowadzają Yamahay RX-A1020 z równowagi i nie wywołują kakofonii, jednocześnie Yamaha potrafi pokazać naturalną metaliczność, gdy taka pojawia się w nagraniu. Stąd rodzi się duża dźwięczność i blask, brzmienie unika suchości i zmatowienia.
To wszystko świadczy o bardzo dobrej dynamice i niskich zniekształceniach. Dźwięk nie popada ani w ospałość, ani nie staje się agresywny - jest na tej skali optymalny. Wyważony, lecz nie asekuracyjny - nie przesadza i jednocześnie nie boi się wyzwań; kiedy trzeba zagrać mocniej i detaliczniej, nie wycofuje się do bezpiecznej łagodności. Uniwersalne, wszechstronne brzmienie, w którym znajdziemy zarówno sporo "atrakcji", jak i dobre zrównoważenie.
Radek Łabanowski