Yamaha nie zajmuje się tylko subwooferami. Nie jest też wyspecjalizowana w szerzej pojętym zakresie zespołów głośnikowych, lecz produkuje pełną gamę elektroniki-elektroakustyki, jaka służy nam w systemach audio, stereofonicznych i wielokanałowych.
Wcale nie wszyscy, nawet najpoważniejsi japońscy producenci, mają asortyment tak dobrze ugruntowany w zakresie kolumn głośnikowych - najczęściej przemycają je tylko wraz z miniwieżami i w kompletach kina domowego, co w oczywisty sposób limituje ich jakość.
Więcej ambicji i odwagi wykazuje na tym polu Yamaha, oferując regularne zespoły głośnikowe i niezależne subwoofery, a najlepszym dowodem fachowości, z jaką do tego podchodzi, są nagrody EISA w ostatnich latach, za zespoły głośnikowe (Soavo 1) dwa lata temu i za subwoofer rok temu… właśnie za subwoofer Yamaha NS-SW700.
Testowanie urządzeń wcześniej nagrodzonych przez EISA przez pismo należące do tego stowarzyszenia może być proste, łatwe i przyjemne, o ile pójdziemy tropem nagrody i napiszemy laurkę, ale może też mieć nieprzyjemne skutki, jeżeli jakiekolwiek krytyczne uwagi zostaną źle zinterpretowane - albo jako złośliwość, albo podważanie werdyktu, czy wręcz jako zachowanie niedozwolone dla członka EISA… To wszystko, jako się rzekło, interpretacje złe, a my wcale nie przystępujemy do testu Yamaha NS-SW700 z niecnymi zamiarami.
Yamaha NS SW-700 - zekranowany
Urządzenie jest wyjątkowe nie tylko ze względu na pochodzenie - to w końcu jedyny Japończyk w tym teście - ale i na pierwszy rzut oka. Wreszcie zamiast prostopadłościennej skrzynki mamy bryłę geometrycznie ciekawszą, choć z pewnością intencją projektanta nie było jej ukrycie, lecz wyeksponowanie. Duże powierzchnie błyszczące lakierem fortepianowym wyglądają efektownie - czy atrakcyjnie, każdy oceni na własny rachunek, ale przy obecnej modzie to z pewnością atut.
Yamaha NS-SW700 może stanąć obok podobnie błyszczącego telewizora również dlatego, że jego głośnik jest ekranowany magnetycznie… co ja plotę, przecież plazmy ani LCD nie wymagają takiego zabezpieczenia - więc po co Yamaha NS-SW700 został zekranowany?
Oryginalność konstrukcji potęguje jeszcze jej dolna część, w której znajduje się cokół z łukowatymi oknami - tędy wydostaje się na zewnątrz promieniowanie z głośnika, oczywiście 10-calowego, zainstalowanego w dolnej ściance.
Na jednej ze ścian bocznych znajduje się otwór bas-refleksu, na ściance tylnej - uznanej za tylną tylko ze względu na umieszczenie na niej wzmacniacza - znajduje się… no właśnie, wzmacniacz z zestawem przyłączy, ale już nie regulatorów - te przeniesiono na ściankę górną i zebrano na małym paneliku. Pomysł praktyczny, bo ułatwiający dostęp do funkcji (tym bardziej że w subwooferze Yamahy jest ich o jedną więcej), a w tym przypadku nie psuje wyglądu.
B.A.S.S
W owym zestawie regulacji, wokół diody sygnalizującej włączenie mamy dwa pokrętła - wzmocnienia i górnej częstotliwości granicznej, oraz dwa przyciski - włącznika stand-by/on i przełącznika charakterystyk movie/music. Ten prosty dwupozycyjny układ nazwano sugestywnie B.A.S.S. - Bass Action Selector System. Jak działa, sprawdzimy w laboratorium.
Główny włącznik sieciowy znajduje się z tyłu, jest tam też przełącznik czułości dla trybu auto - eksperymentalnie ustawiamy taką pozycję, aby subwoofer włączał się po podaniu sygnału, a nie pod wpływem zakłóceń. Dobre wrażenie psuje trochę kabel sieciowy, który jest cienki i wychodzi wprost z tylnej płyty.
Zestaw gniazd przyłączeniowych w subwooferze Yamaha NS-SW700 zawiera cały komplet wysokopoziomowy (głośnikowy) - po dwie pary wejść i wyjść, z tym że wyjścia są podłączone bezpośrednio do wejść i w związku z tym mają tylko w pewnych sytuacjach ułatwić podłączenie kolumn głównych - dostarczony do nich sygnał będzie taki sam, jaki pojawia się na wyjściach zewnętrznego wzmacniacza systemu.
W standardzie niskopoziomowym (RCA) przygotowano tylko wejścia, ale jest ich wyjątkowo dużo - dwie pary: jedna do podłączenia sygnału stereofonicznego, który ma być w subwooferze filtrowany, druga dla dwóch niezależnych sygnałów LFE.
Cokół, czyli podstawy akustyczne
Wróćmy do akustycznych podstaw, czyli do cokołu. Widoczny z zewnątrz kształt okien nie jest tylko pomysłem wzorniczym, ale konsekwencją wielkiego profilu, jaki ukryto głębiej - duży "sopel", zamieniający się w środku w cokół, zbliża się do centrum membrany, tworząc dla wytwarzanego przez nią ciśnienia drogę właśnie ku oknom; ma to wyeliminować odbicia fal i turbulencje oraz zapewnić równomierne rozchodzenie się basu we wszystkich kierunkach.
Tu rzecz nazwano uczenie QD-Bass - Quatre Dispersion Bass. Kolejną technologią jest układ "aktywnego serwa" (YST - Yamaha Active Servo Technology). Pozwala on utrzymywać stałą wartość prądu zasilającego głośnik, niezależnie od zmian jego impedancji w funkcji częstotliwości.
Zalecenia producenta co do ustawienia subwoofera są po części zrozumiałe, po części zaskakujące; w przypadku pracy jednego subwoofera, najlepiej ustawić go blisko bocznej ściany, na linii głośników głównych, ewentualnie trochę za nimi, bliżej rogu pomieszczenia; w przypadku pracy dwóch - drugi ustawić podobnie, po drugiej stronie pokoju. Jednak w sytuacji, gdy miejsce odsłuchowe znajduje się na środku pokoju, słyszany tam bas może być słaby - na skutek powstających w pomieszczeniu fal stojących, które w środku pokoju wytwarzają najniższe ciśnienie.
Na taką sytuację Yamaha ma dziwną radę - należy przekręcić subwoofer… Tak, jakby promieniował kierunkowo i powstające dalej od- bicia można było regulować i skierować w inną stronę. Tymczasem najniższe częstotliwości emitowane są wszechkierunkowo (tym bardziej że zastosowanie przez Yamahę specjalnego cokołu miało temu służyć, chociaż nie wierzę, że tylko dzięki temu są promieniowane wszechkierunkowo ani w to, że w czterech kierunkach).
Samym kręceniem subwoofera niewiele zdziałamy - trzeba go przesunąć w inne miejsce, aby zmienić odległości od poszczególnych ścian, chociaż dominujących modów pomieszczenia i tak w ten sposób nie usuniemy. A wskazówka uniwersalna jest taka, że jak się chce słyszeć dobry, mocny bas, to nie należy się instalować z miejscem odsłuchowym na środku pokoju.
Andrzej Kisiel