Udane skrzyżowanie komputera z domowym systemem Hi-Fi było możliwe dopiero dzięki przetwornikom DAC. Już jednak znacznie wcześniej, przede wszystkim w sprzęcie wielokanałowym, przemycano możliwość odtwarzania plików audio bez pośrednictwa komputera, bazując na zewnętrznych nośnikach pamięci.
Przodowały w tym odtwarzacze DVD, potem odtwarzacze Blu-ray, ale również wielokanałowe amplitunery - w praktyce najtańsze odtwarzacze sieciowe.
W przeciwieństwie do modelu DAC-owego, takie źródła nie wymagają obecności komputera (chyba, że w roli nośnika danych), są samowystarczalne, bo nie tylko czerpią dane ze zdalnych, sieciowych źródeł, ale także same je dekodują i konwertują.
Skoro amplitunery A/V (także te niedrogie) potrafią tak dużo, to dlaczego podobne funkcje strumieniowych odtwarzaczy nie trafiają masowo do sprzętu dwukanałowego - amplitunerów i wzmacniaczy? Większość z nich może co najwyżej pochwalić się zintegrowanymi przetwornikami DAC, a to przecież nie to samo, to dopiero połowa drogi do pełnowartościowego źródła strumieniowego.
Nie zapominam o systemach typu All-in-One, które oferuje między innymi Naim, Cyrus czy Cambridge Audio, ale to propozycje z ograniczoną siłą rażenia - przez ich wysokie ceny. Wyłaniają się tylko pojedyncze perełki, takie jak Yamaha R-N301 kosztująca niewiele ponad 1300 zł.
Amplitunery stereofoniczne nie są wynalazkiem ostatnich sezonów, chociaż dekadę temu wymiotło je z rynku wraz z ofensywą sprzętu wielokanałowego, prowadzoną przez amplitunery AV (jeśli amplituner, to wielokanałowy, a jak wzmacniacz, to stereofoniczny - tak się utarło, chociaż głębszego sensu w tym nie ma).
Dwukanałowe amplitunery sieciowe to gatunek wyjątkowo mało popularny, a przecież pozwalający ustawić się w samym centrum nowoczesnego systemu audio. W zeszłym roku podziwiałem pierwsze przystępne cenowo urządzenie tego typu, Yamahę R-N500, która wciąż jest w ofercie, a teraz dołączył do niej mniejszy brat, najnowszy model Yamaha R-N301 kosztujący 1350 zł.
To urządzenie niskobudżetowe, w którym jednak "cyfra" wspina się na wyżyny nowoczesności. Dlatego oszczędności w innych elementach są oczywiste i usprawiedliwione. Wyświetlacz jest niewielki jak na odpowiedzialną rolę, którą przyjdzie mu pełnić.
Wąskie przyciski regulacji barwy i wyboru źródeł przypominają pokrętła z modelu R-N500, ale tym razem to klawisze. Do obsługi większości opcji służy pokrętło wielofunkcyjne, ponadto są klawisze wyboru wyjść głośnikowych (z tyłu są więc dwa komplety zacisków), a także wyjście słuchawkowe (6,3 mm).
Yamaha R-N301 - wejścia, wyjścia, obsługiwane pliki
W zakresie klasycznych wejść analogowych znajdziemy trzy liniowe oraz dodatkowo pętlę dla rejestratorów. Sygnał cyfrowy doprowadzimy do wejść elektrycznego (koaksjalnego) i optycznego. Obydwa mogą przyjąć sygnał PCM o rozdzielczości 24 bitów i częstotliwości próbkowania 192 kHz.
Jak amplituner, to amplituner - Yamahę R-N301 wyposażono w analogowy tuner FM, chociaż o zaawansowaniu urządzenia świadczy złącze sieciowe LAN oraz stojące za nim układy, które - oprócz dostępu do wirtualnych, internetowych rozgłośni radiowych - dają dojście plikom zgromadzonym w domowej sieci.
Yamaha jest pełnowartościowym odtwarzaczem strumieniowym, pracuje zgodnie z najpopularniejszym protokołem DLNA, co oznacza obsługę większości serwerów NAS oraz aplikacji udostępniających dane z poziomu komputera.
Przesyłanie (a raczej pobranie, bo w takiej roli występuje R-N301) to jedna rzecz, potem trzeba taki sygnał jeszcze zdekodować. Yamaha R-N301 obsługuje pliki MP3, WMA, AAC, WAV oraz FLAC, maksymalna rozdzielczość sięga 24 bitów, a częstotliwość próbkowania 192 kHz.
Dla użytkowników urządzeń przenośnych Apple przygotowano obsługę protokołu AirPlay (AirPlay obsługuje także oprogramowanie iTunes dla komputerów).
Wśród kilku gotowych serwisów internetowych, najbardziej docenimy popularny Spotify (potrzebne jest urządzenie mobilne, np. smartfon z aplikacją Spotify, która łączy się dopiero z amplitunerem). Na wyposażeniu jest oczywiście pilot, ale przygotowano też aplikację (NP Controller) dla sprzętu mobilnego, a konkretnie sieciowych źródeł.
Konfiguracja przebiega bardzo sprawnie, w większości przypadków będzie w pełni automatyczna ze względu na specyfikę połączenia przewodowego. W pobliżu sieciowego gniazda LAN znajduje się port USB - to jednak tylko zasilanie dla opcjonalnych modułów komunikacji bezprzewodowej, R-N301 możemy rozszerzyć w ten sposób o transmisję Bluetooth lub Wi-Fi (odpowiednio akcesoria YBA-11 oraz YWA-10).
Odsłuch
Yamaha R-N301 to nie jest urządzenie, które będzie nas zawsze głaskać i przysposabiać wszelkie pliki, różnej przecież jakości, do słuchania "wypoczynkowego". Mocne, wyraziste, detaliczne brzmienie pokaże dużą rozpiętość ich charakterów.
Nie jest to oczywiście w pełni neutralne i precyzyjne odzworowanie, ale słychać determinację oraz spore możliwości, aby pokazać jak najwięcej, a nie bawić się w maskowanie i cieniowanie.
W takich zamierzeniach dużą rolę odgrywają zwykle wysokie tony, chociaż zdarza się, że i bez ich specjalnej aktywności brzmienie osiąga wyjątkową przejrzystość - to jednak umiejętność znacznie droższych urządzeń.
Yamaha R-N301 posiłkuje się więc lekkim rozjaśnieniem, na szczęście wysokie tony nie mają zaznaczonych cech, które mogą naprawdę męczyć i dręczyć. Blask bez dzwonienia, otwartość i długie wybrzmienia są po prostu przyjemne, o ile tylko samo nagranie nie jest skopane.
Jednak wysokie tony nie koncentrują całej naszej uwagi, są tylko częścią energicznego, bezpośredniego przekazu, w którym impulsy mogą się pojawić w całym pasmie. Słychać dobre umocowanie w przejściu basu i średnich tonów, za to sam bas wprowadza trochę łagodności, jest swobodny i uprzejmie zaokrąglony.
To w sumie bardzo dobre brzmienie za te pieniądze, obroniłby się nim każdy wzmacniacz stereofoniczny w podobnej cenie, nawet gdyby nie był dopasożony w żadne funkcje sieciowe.
Radek Łabanowski