Głośnik wysokotonowy - bez niespodzianek. Aluminiowa kopułka o średnicy 25 mm to wśród metalowych tweeterów standard najpopularniejszy, tutaj zmodyfikowany w obrębie tylnej komory wytłumiającej. Ma ona wydłużony i zwężający się ku zakończeniu kształt, w pewien sposób przypominający tubkę, chociaż pisać (a gdzieś tak napisano), że głośnik ten to konstrukcja tubowa... to tubowe nieporozumienie.
Dzięki małym wymiarom neodymowego magnesu głośnika wysokotonowego mógł on zostać umieszczony bliżej głośnika niskośredniotonowego, co poprawia charakterystyki kierunkowe - a warto o nich pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy stosuje się łagodne filtry.
Pamiętać trzeba też wówczas o wytrzymałości głośnika wysokotonowego. Tweeter 684 musi być więc dość mocną sztuką, jeżeli możliwe było jego bezpieczne podłączenie filtrem pierwszego rzędu. Takie filtrowanie jest punktem wyjścia we wszystkich konstrukcjach serii 600 (jak też referencyjnej 800).
Jakie dokładnie filtry obsługują pozostałe głośniki, tego nie udało się stwierdzić, bo zwrotnicę trudno było obejrzeć (najprawdopodobniej umieszczono ją z tyłu oprawy gniazda przyłączeniowego, ale podczas końcowego montażu kable tak skrócono, że wyjęcie gniazda na zewnątrz było niemożliwe), ale można podejrzewać, że dalsza część układu też jest prosta lub bardzo prosta.
B&W z upływem czasu przeszło od złożonych zwrotnic do całkiem nieskomplikowanych - nie popierając tego jednak argumentami o fazowej przewadze układów pierwszego rzędu, za to chwaląc zalety krótkiej ścieżki sygnału i małej liczby elementów wpływających na brzmienie.
Forma obudowy jest bardzo prosta i nowoczesna. W porównaniu do poprzedniej serii 600 S3 mniej jest dekoracji, ale skoro część z nich miała mieć wówczas również (korzystne) znaczenie akustyczne, to konsekwentnie trzeba stwierdzić, że teraz dokonano pewnych uproszczeń na tym polu.
Front nie jest już wyprofilowany w pobliżu bocznych krawędzi, lecz zupełnie płaski. Jest miły w dotyku, pokryty "gumowatym" lakierem. Kosze głośników niskośredniotonowych znowu są osłonięte czarnymi pierścieniami z miękkiego tworzywa, co było charakterystyczne dla jeszcze dawniejszych konstrukcji B&W niż modele z poprzedniej serii S3.
Głośnik wysokotonowy, chociaż dzięki małemu magnesowi został umieszczony blisko niskośredniotonowego, występuje na tle dużej poziomej, przesuniętej w jedną stronę aluminiowej tabliczki. To element wyłącznie dla ozdoby, ale niezwykle udany, w wyraźny i zarazem subtelny sposób sprzeciwiający się ostatecznej symetrii przedniej ścianki i eksponujący tweeter, który bez tego dodatku byłby zbyt niepozorny.
To wreszcie doskonałe miejsce na pokazanie całego logo Bowers & Wilkins. Prawie wszędzie zachowano pełną dyscyplinę - tylko linie proste i okręgi (lub pół-okręgi). Ostateczny efekt może wydawać się nieco surowy na tle poprzedniej serii 600 S3, która była zaprojektowana "na bogato", jednak to nowe "sześćsetki" pokazują większy kunszt designerski.
Niebagatelne znaczenie może mieć też aktualnie większy wybór wersji kolorystycznych - czterech. Okleina nie jest co prawda naturalna, jednak podobnie jak w Focalach i KEF-ach przynajmniej niektóre wersje prezentują się bardzo powabnie. W przypadku B&W rynkowym hitem prawdopodobnie okaże się imitacja wenge.
Ze względu na żółty kolor Kevlaru, dobrze wyglądają też kolumny w całości czarne (front jest czarny w każdej wersji). Ponadto jasny dąb i czereśnia - kolory wyraźnie pod kątem popularnych mebli. Ludzie muszą sobie dopasować wizualnie sprzęt do wystroju wnętrza, więc czereśnia zawsze dobrze się sprzedaje.
Kevlar to materiał, który B&W niesie na swoim sztandarze i konsekwentnie stosuje we wszystkich głośnikach średniotonowych i nisko-średniotonowych, ale w przypadku głośników niskotonowych B&W często pojawiają się inne materiały - celuloza, aluminium, gruba pianka rohacell.
W modelu 603 S3, który można uważać za poprzednika 684, głośnik niskotonowy miał membranę aluminiową. W 684 obydwa głośniki są dokładnie takie same. Działają jednak w różny sposób, nie tylko ze względu na odmienne filtrowanie. Wcześniejsze tłumienie jednego z nich - dolnego - jest zasadniczą sprawą dla każdego układu dwuipółdrożnego.
Niespodzianka pojawia się w obrębie współpracy głośników z obudową. Najprostszym rozwiązaniem jest zastosowanie w obudowie jednej, wspólnej dla obydwu głośników komory. Jeden układ rezonansowy obudowy gwarantuje najlepszą charakterystykę fazową całego systemu, nawet w sytuacji, gdy głośniki nieco się różnią (jak np. w Chorusach 716V).
Jednak podział obudowy na dwie komory też ma swoje zalety: osiągając zbieżność ich strojenia w granicach nieuchwytnego dla ucha błędu, podstawowe parametry układu będą przedstawiały się tak samo, jak dla jednej wspólnej komory (strojonej do tej samej częstotliwości rezonansowej, co dwie mniejsze oddzielnie), a korzyścią będzie obniżenie poziomu pasożytniczych fal stojących, które znacznie chętniej powstają w komorach wysokich, niż dwa razy niższych (nie uwzględniając nawet efektu dalszej ich redukcji dzięki możliwemu ukośnemu ustawieniu przegrody).
Niektórzy konstruktorzy widzą jednak w dwóch głośnikach, nawet identycznych, okazję do stworzenia z premedytacją odmiennie dostrojonych układów rezonansowych, aby uzyskać bardziej zróżnicowane brzmienie basu.
Takie zamiary, oparte często na niepełnej wiedzy o zależnościach amplitudowo-fazowych, prowadzą często do poważnych nierównomierności charakterystyki w zakresie niskich tonów. Zamiary takie były więc dawniej zupełnie obce konstruktorom B&W, którym trudno odmówić wiedzy i doświadczenia. Tymczasem konstrukcja 684 jest realizacją takiej właśnie koncepcji, i to w najbardziej ryzykownym wydaniu.
Pozioma przegroda, znajdująca się pomiędzy siedemnastocentymetrowymi głośnikami, jak zresztą widać to już z zewnątrz, dzieli obudowę na dwie komory o bardzo różniących się objętościach - dolna jest ok. dwukrotnie większa od górnej.
Ponieważ w obydwu założono takie same tunele bas-refleks (średnica 5 cm, długość 15 cm), więc obydwie komory zostały dostrojone do zupełnie różnych częstotliwości rezonansowych (w relacji ok. 1 do 1,4).
W ślad za tak przesuniętymi rezonansami podążają mocno przesunięte względem siebie fazy. Na wyposażeniu znajdują się zatyczki z twardej gąbki - znamy je już z testowanych 685.
Otwór możemy pozostawić bez zatyczki, wtedy układ rezonansowy będzie promieniował z największą efektywnością, możemy włożyć pierścień - wówczas zostanie stłumiony, ale jednocześnie przestrojony niżej, wreszcie możemy dołożyć mały korek i w ten sposób otwór całkowicie zamknąć.
Każdy z otworów możemy potraktować w opisany sposób niezależnie od drugiego. A teraz pytanie: w których z dziewięciu możliwych kombinacji pojawia dobra koordynacja fazowa między podsystemami?
Przebadaliśmy ten problem gruntownie w naszym laboratorium. Producent nie podaje żadnych wskazówek, traktując owe zatyczki jako oddany do rąk użytkownika sposób na "regulowanie" poziomu i charakteru basu wedle subiektywnych wrażeń.
Analogicznie, producent mógłby pozostawić użytkownikowi na wierzchu zwrotnicę i pozwolić wpinać różne cewki i kondensatory dostarczone w komplecie, nie pokazując nawet na wykresie, czego można się spodziewać...
Spodziewam się więc, że większość użytkowników, nawet po zapoznaniu się z naszymi pomiarami, zamiast usiąść i spokojnie słuchać, będą nieustannie kursować w trójkącie: miejsce odsłuchowe - lewa kolumna - prawa kolumna, będą wkładać zatyczki tu, wyjmować tam, słuchać i znowu bawić się od nowa...
Nie mam nic przeciwko pewnym prostym i oddziałującym w ograniczonym zakresie regulacjom, których działanie prowadzi do oczekiwanych przez użytkownika skutków i nie wytrąca działania kolumny z zasadniczej równowagi.
Tutaj żadna kombinacja zatyczek nie doprowadzi do sytuacji teoretycznie podstawowej, nie upodabnia do siebie charakterystyk obydwu podsystemów. Co przecież dodatkowo intrygujące, rozwiązanie to nie było podyktowane różnymi typami głośników niskotonowych i niskośredniotonowych.
Nie od rzeczy jest w tej sytuacji podejrzenie, że pierwotnie projekt B&W 684 zakładał zastosowanie innego typu głośnika niskotonowego niż niskośredniotonowego - tak jak w 603 S3 (a mimo to właśnie tam, chociaż objętości komór były zróżnicowane podobnie jak w 684, to wymiary tuneli zostały dobrane w taki sposób, aby dostroić obydwie komory do podobnych częstotliwości rezonansowych - Audio 12/2001).
Odsłuch
Zmiana firmowego brzmienia, obserwowana w produktach ostatniej generacji B&W, odznacza się również w 684, jednak nie byłyby one dobrym przykładem na to, jak dokładnie działają wszystkie aktualne kolumny B&W. Nie są one reprezentatywne dla poprzedniego stylu, a świadectwem nowego są tylko w zakresie ogólnie pojętego odstąpienia od neutralności, typowej dla dawnych B&W.
Trzeba wyjaśnić, że w ramach takich porównań nigdy nie poruszamy się w układzie zerojedynkowym, dosłownie nie można stawiać sprawy tak, że jest neutralność lub jej nie ma.
Najbardziej neutralny zespół głośnikowy nigdy nie jest neutralny doskonale, a ten który przedstawiamy jako mało neutralny, zawsze może znaleźć się w układzie odniesienia - obok innego głośnika - na tle którego będzie wydawał się bardziej neutralny.
Zresztą, podchodząc do sprawy bardzo poważnie, stopnia osiągniętej neutralności też nie da się precyzyjnie określać, bo jej zmniejszanie nie następuje na jednej osi, ale w wielowymiarowej przestrzeni różnych parametrów brzmienia.
Można jednak zauważyć i opisać różnice, nawet gdy nie są olbrzymie. Większa jest tu rola opisu, niż jakiegokolwiek punktowania; wreszcie można używać prostych wniosków na bazie porównania "mniej-bardziej", o ile różnica na takiej skali zaznacza się dostatecznie wyraźnie. No tak, o czym to ja miałem...?
Najpierw atakuje niezidentyfikowany dokładnie podzakres średnich tonów. W zakresie "górnego środka" nasz słuch ma największą wrażliwość i natychmiast odczuwa wszelki nadmiar, nawet liniowo prowadzone charakterystyki, jeżeli tutaj lekko się nie wycofają, mogą powodować efekt natarczywości; tak właśnie bywało przy dawnych B&W, teraz jednak chodzi najwyraźniej o coś innego: 684 nie grają bezwzględnie, sucho i mechanicznie, ale żywiołowo, awanturniczo, burzliwie! Nadpobudliwe wokale są uaktywnione w górnym podzakresie swojego spektrum, jakby wykonawcom skoczyła adrenalina.
Już w tym miejscu można stwierdzić, że 684 należą do tej kategorii kolumn, które zdecydowanie rekomenduję do samodzielnego odsłuchu nie tylko przez wzgląd na audiofilską polityczną poprawność. Spostrzeżenie, że B&W 684 do przepisów neutralności podchodzą na luzie, pojawia się w pierwszym wrażeniu, a po dłuższym odsłuchu wcale nie traci na aktualności.
Tym razem akomodacja słuchu nie zamazuje tak szybko prawdziwego charakteru. Zwykle przy dłuższym odsłuchu odkrywamy nie tyle coraz dokładniejszy obraz sytuacji, ile to, jakie wrażenie głośnik lub inne urządzenie będzie na nas robić właśnie po naszym przyzwyczajeniu się do jego brzmienia.
Kolejne płyty pozwalają oczywiście na poznanie pewnych wątków, ale wraz z upływającym czasem nasz słuch jest coraz bardziej skłonny akceptować smaczki, które na początku wydawały się ewidentnymi anomaliami. Ma to też co nieco wspólnego z fetyszyzowanym zjawiskiem "wygrzewania" sprzętu. O czym to ja miałem...?
Wraz z kolejnymi nagraniami trudno mi było jednak zmienić zdanie na temat charakteru 684. Nieustępliwa, pierwszoplanowa, a zarazem odgrywana w niecodzienny sposób rola średnich tonów, pełen tajemnic bas... Żeby dostrzec i docenić zalety 684, trzeba przy nich postawić i podłączyć na chwilę inne kolumny - proszę bardzo, jak najbardziej liniowe, neutralne, prawidłowe. Wtedy słyszymy, co osiągnięto w 684.
Wraz z B&W mamy pierwszy plan, jak też głębię, plastyczność i dźwięczność, detaliczność i muzyczną spoistość. Nie przeszkadzają jej podbarwienia, wyostrzenia tu, a osłabienia tam. Przeszkadzają w wiernym odtworzeniu "prawdziwego" brzmienia instrumentów akustycznych, jednak nie przeszkadzają całej muzyce pojawić się z takim zaangażowaniem i witalnością, jakby to właśnie tak wszystko miało wyglądać.
Ich brzmienie jest nasycone, chociaż nie oznacza to tym razem wysokiego poziomu niskich rejestrów; rzecz w tkance, jaka tworzy dźwięki. Pozorne źródła pojawiają się w miejscach i kształtach często nieoczekiwanych, a przecież mają namacalność, coś, co może dawać nawet więcej prostej przyjemności ze słuchania, niż precyzyjna lokalizacja wysuszonych i płaskich obrazków.
Góra pasma jest odtwarzana najpoprawniej ze wszystkich zakresów - akurat tutaj nie odczuwa się większych niepokojów; barwę ma dość jednorodną, trudno zaprzeczyć, że podmetalizowaną, ale w sposób suchy, nieagresywny.
Do pełni szczęścia w ramach żywego, nie-skrupulatnego brzmienia, jakim emanują 684, brakuje tylko odpowiednio dynamicznego basu. Kolumny ustawione były co prawda daleko od ścian, ale przy żadnej kombinacji zatyczek nie udało się uzyskać takiego basu jak z Chorusa 7I6V czy Monitor Audio RS6.
Najlepsze brzmienie dające spójność i pewne uspokojenie w zakresie średnich tonów, lepszą czytelność i porządek, dało zamknięcie górnego (tylnego) otworu.