Dotyczy to zwłaszcza urządzeń stereofonicznych, w tym zespołów głośnikowych, które są w ofertach zmieniane znacznie rzadziej niż produkty kina domowego.
Kiedy więc pojawiła się propozycja przetestowania iQ7 w nowej wersji SE, mogło pojawić się podejrzenie o podobną manipulację, zwłaszcza że seria iQ liczy sobie już dwa lata i z etapu zdobywania rynku przechodzi na etap obrony zajętych pozycji przed świeżymi siłami konkurencji. KEF jednak nigdy nie stosował podobnych chwytów, coś chyba musiało się stać naprawdę...
Skrót SE ma w świecie audio dwa podstawowe znaczenia. W przypadku zespołów głośnikowych nie wchodzi w grę wersja Single Ended, chociaż kto wie... czego to konstruktorzy - wespół z ludźmi od marketingu - nie wymyślą.
Ostatnio w materiałach prasowych poświęconych kolumnom pewnej firmy przeczytałem o magnesach w klasie A... KEF nie jest jeszcze aż tak innowacyjny, SE w symbolu testowanych kolumn mamy tłumaczyć tak jak zwykle - jako Special Edition.
Jednak i to hasło nie do końca pasuje do zastanej sytuacji. Specjalna edycja oznacza zwykle użycie wyższej jakości komponentów, ale w ramach określonego zasadniczego projektu, wdrożonego pierwotnie w wersji standardowej.
iQ7SE różni się od swojego poprzednika wcale nie lepszymi częściami. Właśnie, poprzednika, co też rzuca światło na rzeczywistą rolę iQ7SE. Nie jest to wcale wersja specjalna, ekskluzywna, lecz po prostu następca iQ7.
Z zewnątrz nie widać żadnej różnicy względem protoplasty, iQ7SE zachowuje dyscyplinę estetyczną całej serii iQ, podobnie jak drugi model poddany modyfikacjom - iQ5, teraz iQ5SE.
Zastosowane w nich głośniki wyglądają na takie same jak w starszych wersjach i być może są to dokładnie te same typy, obudowy z zewnątrz również nie ujawniają zmian, jednak wewnętrzna konstrukcja została gruntownie przeorganizowana, w ślad za zasadniczą zmianą sposobu współpracy głośników.
Oto najważniejsze zdanie w tej kwestii: wersje SE są układami dwuipółdrożnymi, podczas gdy wersje "standardowe" były układami trójdrożnymi. Pozornie wydaje się to uwstecznieniem rozwoju, jest bez wątpienia pewnym uproszczeniem układu.
W jaki sposób taką zmianę wytłumaczyć, a tym bardziej jak sprzedać ją pod hasłem "Specjalnej Edycji"? Nie po raz pierwszy może się okazać, że rozwiązania prostsze są skuteczniejsze, chociaż dodatek SE to rzeczywiście pewien marketingowy wybieg, najrzetelniej byłoby nową wersję nazwać np. mkII.
Producent uznał za konieczne dokonanie bardzo poważnych "przeróbek" w oryginalnym projekcie modeli iQ5 i iQ7, i to w środku życia całej serii. Co go do tego skłoniło? Cokolwiek to było, dla prestiżu jest lepiej, gdy nowe wersje są "specjalne", a nie po prostu zmodyfikowane. Można uniknąć wrażenia, że wersje "standardowe", faktycznie wersje wycofane z produkcji, miały jakiś problem...
W ten sposób w podstawowej, niskośredniobudżetowej serii KEF-a liczącej aż pięć zasadniczych modeli (dwa podstawkowe i trzy wolnostojące), wreszcie pojawiły się tak popularne dzisiaj układy dwuipółdrożne! To, że w ogóle ich wcześniej nie było, wydaje się dziwne niezależnie od tego, czy pierwsze wersje iQ5 i iQ7 były konstrukcjami samymi w sobie udanymi mniej lub bardziej.
Jeżeli dany zestaw przetworników teraz sprawdza się w układzie dwuipółdrożnym, to jak mógł sprawdzać się w układzie trójdrożnym? Jak widać na przykładzie ewolucji iQ5 i iQ7 jest to możliwe, ale ich zestawy przetworników mają raczej naturalną skłonność do pracy w układzie dwuipółdrożnym, a nie trójdrożnym.
W układach trójdrożnych widać zwykle różnicę wielkości między głośnikiem niskotonowym a średniotonowym, lub przy jednakowych ich średnicach, co też się zdarza, większą liczbę jednostek niskotonowych. Przetwarzanie niskich częstotliwości wymaga po prostu uruchomienia większego potencjału, niż przetwarzanie średnich częstotliwości w ramach zespołu głośnikowego o zadanych parametrach docelowych.
Zespół głośnikowy, w którym jeden siedemnastocentymetrowy głośnik niskośredniotonowy przetwarza niskie częstotliwości, a drugi o takiej samej wielkości tylko częstotliwości średnie (tak w skrócie wyglądały iQ7) wciąż ma pewne zalety właściwe każdemu układowi trójdrożnemu (głośnik średniotonowy, nieobciążony niskimi częstotliwościami, może przetwarzać średnicę z niższymi zniekształceniami), ale przy takim doborze jest opcją raczej nieekonomiczną, mniej optymalną niż układ dwuipółdrożny.
Ten z kolei pozwala znacząco zwiększyć efektywność w zakresie niskich tonów - ponieważ pracują tu już dwa, a nie jeden głośnik.
Mimo to wszystkie konstrukcje KEF-a pozostają wyjątkowe - właśnie na skutek stosowania układu Uni-Q, integrującego niezależne (odrębne układy magnetyczne i układy drgające) przetworniki: niskośredniotonowy (lub średniotonowy) i wysokotonowy w taki sposób, aby symulować działanie punktowego źródła dźwięku - mała kopułka wysokotonowa i jej równie mały, ale silny magnes neodymowy, znalazła sobie miejsce w środku przetwornika średniotonowego.
Dokładniej budowę i zasadę działania koncentrycznego układu Uni-Q opisywaliśmy wielokrotnie, a ostatni raz bardzo niedawno w ramach testu Reference 203/2. Dopiero w serii Reference występuje typ Uni-Q, którego sekcja średniotonowa jest tak dalece wyspecjalizowana w przetwarzaniu średnich tonów, że nie można jej użyć do przetwarzania basu.
Dlatego w serii Reference nie ma układów dwuipółdrożnych i może właśnie stąd pochodziła inspiracja dla pierwszej odsłony serii iQ - producenci chętnie upodabniają konstrukcje serii tańszych do referencyjnych, aby zasugerować klientom bliskość wzorca.
Uni-Q ma wiele wersji, różniących się wielkością i drugorzędnymi (w stosunku do ogólnej koncepcji układu) szczegółami, inny typ montowany jest w serii iQ, inny w XQ, a jeszcze inny w serii Reference. Uni-Q jest też poddawany nieustannym modyfikacjom w kolejnych odsłonach poszczególnych serii, ale w wydaniach SE wygląda dokładnie tak jak wcześniej.
Rozdziałem przefiltrowanych sygnałów między poszczególne głośniki zajmuje się zwrotnica elektryczna, ale zmiana statusu głośnika średniotonowego na niskośredniotonowy skłoniła do przekonstruowania wnętrza obudowy. Wcześniej Uni-Q był izolowany małą komorą zamkniętą, a niskotonowy pracował w znacznie większej objętości układu bas-refleks.
Spotyka się konstrukcje dwuipółdrożne, w których jeden głośnik pracuje w komorze zamkniętej, a drugi w komorze z otworem, i komory te różnią się objętościami (przykłady obok - B&W 684, Quad 22L), ale tutaj dysproporcja objętości była zbyt duża, a ponadto nie każdy konstruktor lubi takie kombinacje.
KEF i tak wybrnął z tego bezboleśnie, w ogóle nie zmieniając zewnętrznych wymiarów obudowy, ani nawet nie wykonując dodatkowych otworów. Po prostu usunął przegrodę wcześniej oddzielającą Uni-Q, tworząc w ten sposób wspólną komorę dla głośnika niskotonowego i niskośredniotonowego, wentylowaną już wcześniej funkcjonującym otworem na przedniej ściance.
Ponieważ komora ta obsługuje teraz dwa głośniki, powinna być znacznie większa - zyskała więc na objętości nie tylko poprzez przyłączenie części i wcześniej zajmowanej wyłącznie przez Uni-Q, ale też przestrzeni na samym dole obudowy, w poprzedniej wersji oddzielonej i akustycznie niewykorzystywanej.
Teraz pozostaje tylko do skomentowania fakt, że przy znacznie większej objętości, taki sam tunel bas-refleks dostroi układ rezonansowy obudowy do niższej częstotliwości rezonansowej - ale może to i dobrze?
Trochę deficytowa staje się powierzchnia otworu, który przy średnicy w świetle 5 cm musi teraz przenieść powietrze pompowane przez dwa, a nie jeden głośnik, ale spore wyprofilowania tunelu - na obydwu jego końcach, a nie tylko widoczne na zewnątrz - przynajmniej przesunie granicę, powyżej której zaczną narastać turbulencje.
Pozostałe elementy konstrukcji wyglądają na takie same jak w iQ7 i zostały dokładnie przedstawione w teście tychże, w numerze 5/2007. Jako skrótowe przypomnienie niech wystarczą podpisy pod zdjęciami - zrobionymi nowym iQ7SE, chociaż prawdę mówiąc, można było wykorzystać całą ich kolekcję z testu iQ7.
Pomiary laboratoryjne i relacja z odsłuchu to oczywiście zupełnie inne sprawy, załatwione całkowicie od nowa. Powtórzę jednak słowa pochwały pod adresem wykonania obudowy - jej opływowy kształt każdy zobaczy na zdjęciach, a okleina, chociaż sztuczna, w wydaniu orzechowym jest wyjątkowo ładna, świetnie imituje naturalny fornir (podobnie jak w przypadku Focala).
Odsłuch
iQ7SE brzmią w sposób "znormalizowany", zrównoważony, kulturalny, zarazem wcale nie smętny i pozbawiony witalności. Łączą wiele zalet konkurentów (w tym teście), a unikają ich największych wpadek.
iQ7SE mają bezpośrednią średnicę, płynnie połączoną z zakresem wysokich tonów, co skutkuje wyjściem pierwszego planu w kierunku słuchacza i podkreśleniem wokali, zwłaszcza żeńskich, podczas gdy głosy męskie stają się trochę młodsze, lżejsze, chociaż nie tracą właściwej podstawy.
Charakterystyka nie została w obszarze górnego środka podbita, ale nie została też, jak ma to miejsce w wielu konstrukcjach, osłabiona - i to wystarczy, aby osiągnąć taki właśnie rezultat.
Bezkompromisowe, nawet liniowe przejście przez ten zakres powoduje często pojawienie się pierwiastka agresywności, jeśli jest on zakodowany w głębiej ukrytym, niż pokazuje to sama charakterystyka przetwarzania, stylu brzmienia.
W przypadku iQ7SE nic podobnego nie wychodzi na wierzch, osiągana jest dobra czytelność, artykulacja, lokalizacja źródeł na scenie (doskonała) i wszystko to objawia się bez nadmiaru, bez emfazy, bez nerwowości.
A jednak... W porównaniu do pozostałych głośników, iQ7SE wyraźniej, w sposób bardziej konsekwentny i regularny różnicują technikę nagrania, ich jakość i barwę. W ramach tego testu można to sformułować bardziej kategorycznie - są mniej łaskawe dla słabych realizacji, zwłaszcza takich, które nie niosą w sobie dobrej rozdzielczości i struktury przestrzennej.
Wówczas iQ7SE same z siebie nie wykreują planów i obszernej sceny, zagrają poprawnie, ale bez polotu i klasy, którą oferują dobrym nagraniom. Nie stają się przez to trudne i uciążliwe w odbiorze, bo w ich zachowaniu nie ma tendencji do dosłownego wyostrzania niedoskonałości, ale do przygaszenia proporcjonalnego do oryginału.
Np. Chorus 716V ma podkreślone wysokie tony, co pozwala doświetlić ciemniejsze nagrania, ale trochę przerysowuje muzykę zrealizowaną bezbłędnie. RS6 z kolei nawet oszczędny, suchy bas wypełni i zmiękczy, więc... i tak dalej.
Jeżeli oceniać iQ7SE na bazie bardzo dobrych nagrań, oferujących zwłaszcza naturalną i zarazem dostatecznie precyzyjnie rozplanowaną perspektywę stereofoniczną, to słyszymy kolumny o klasę lepsze od konkurencji w takich właśnie dziedzinach jak odwzorowanie przestrzeni i równowaga tonalna.
Pod względem rozdzielczości i dynamiki też jest co najmniej dobrze. Przeciętne płyty odbierają KEF-owi prymat, ale nie spychają ich na pozycję outsidera - dobrze ułożona charakterystyka, choć nie zawsze owocuje efektownym brzmieniem, to zawsze spodoba się słuchaczom mającym po prostu wyrobiony gust. Co do analityczności, to i tak żaden z głośników testowanej grupy nie wspina się na szczyty.
Jeżeli chodzi o dynamikę, to liderem jest Focal, ale KEF też nieźle sobie radzi i tutaj podejmę jednak próbę wspomnienia poprzedniej wersji, która brzmiała chyba delikatniej, z mniejszym rozmachem.
Łatwo powiedzieć, wiedząc, jakie zmiany poczyniono w konstrukcji - ale samo porównanie z 716V i RS6, kolumnami które grają wyjątkowo mocnym basem, pokazało że KEF nie zostaje daleko w tyle, doskonale kontroluje sytuację - jak kierowca za plecami prowadzącego.
Tutaj jednak nie wygrywa ten, kto przyjedzie na metę pierwszy, czyli z największym ładunkiem niskich tonów. iQ7SE ma więc ładunek trochę mniejszy, za to dobrze poukładany. Idzie z tym w parze właśnie dynamika - zarówno odpowiednia siła, jak też szybkość.
Kolumny KEF-a są znane z raczej oszczędnego, krótko trzymanego basu - taki też może się podobać, pozwala wyróżnić zalety średnicy, której nie zaciemnia i nie obciąża.
iQ7SE nie są kompletnym zaprzeczeniem takiej koncepcji, jednak są jej poważną modyfikacją w kierunku brzmienia, które jest może ciut mniej wyrafinowane, ale wciąż bardzo schludne, dokładne, kulturalne, a przy tym swobodniejsze i w końcu bardziej uniwersalne.
O samym środku pasma napisałem niewiele, pewnie mniej niż zwykle w testach KEF-ów, które za ten zakres są zgodnie chwalone; tym razem średnica też zasługuje na dobre noty, chociaż płynące już z bardziej wyważonej, spokojnej obserwacji i kalkulacji, a nie z emocji.
Średnie tony KEF-a potrafiły być wyraziste i jednocześnie plastyczne, określając w dużym stopniu styl całości. W iQ7SE wysokie tony grają jednak też dość odważnie, podobnie jak bas, aby nie pozwolić średnicy na dyktowanie warunków.
Góra pasma wychodzi płynnie, bez zakrętów, wyskoków i zawahań, dopełnia średnicę kompetentnie i efektywnie, nie chowa się za nią, chociaż specjalnie nie błyszczy i nie strzela fajerwerkami detali.
W ten sposób żaden podzakres nie jest uprzywilejowany ani poziomem, ani jakością. Tak wyraża się zrównoważenie iQ7SE, co warto na koniec podkreślić razem z ponadprzeciętną starannością odtworzenia sceny. To z pewnością bardzo audiofilskie przymioty, którym tym razem nie zabrakło też towarzystwa dobrze rozwiniętego basu.