Pojawiły się w ten sposób dwie konstrukcje - zarówno bardzo oryginalne, jak i drogie - więc radość z ich testowania była udziałem wielu światowych magazynów audiopodobnych, wraz z tym pojawiły się na wielu okładkach, a firma Vienna Acoustics "odżyła" i weszła na największe salony.
Ani Klimtów mniejszych (The Kiss), ani większych (The Music) w "Audio" nie testowaliśmy, za czym nie kryje się żadna polityka. Po prostu mijał czas a wciąż nie było okazji albo determinacji, inne głośnikowe tematy były pilniejsze, wreszcie... po takim czasie od jej pojawienia się, badanie konstrukcji, nawet zasadniczo bardzo ciekawej, która jednak wszędzie już została opisana, przestaje być wielką pokusą. Przestała być i dla nas, ale drugiej szansy nie przegapiliśmy.
Bardzo niedawno, w sprzedaży i w pierwszych światowych testach, pojawił się model Liszt, wywodzący się wprost z Klimta, pozwalający nacieszyć się wszystkimi jego oryginalnymi rozwiązaniami. Łapiemy go w locie, pracując nad tym testem równocześnie z zamykaniem numeru - a więc rzutem na taśmę, na szybkiego, chociaż taki produkt wydaje się zasługiwać na większy szacunek i długie sesje.
Na szczęście doświadczenie pokazuje, że czasami bardzo dobre testy powstają na kolanie, pod presją czasu, kiedy stres dodaje sił. Sam Ferenc Liszt był kompozytorem niezwykle płodnym, pracowitym i wszechstronnym (wg Wikipedii nauczał ponad 400 uczniów, skomponował ponad 350 dzieł, 200 parafraz utworów innych kompozytorów i napisał przynajmniej 8 książek), więc też musiał tworzyć szybko i sprawnie.
Vienna Acoustics Klimt
Wróćmy jeszcze do Klimta. Sam Gustaw Klimt, w odróżnieniu od innych patronów kolumn Vienna Acoustics, choć był artystą austriackim, to nie był muzykiem - lecz malarzem, i to niezwykłym.
Niekonwencjonalne techniki, które stosował, łącząc je też w sposób wcześniej niespotykany i osiągając tym równie niezwykłe efekty, doskonale pasują do charakteru kolumn, które noszą jego imię.
Z kolei Liszt był już "tylko" muzykiem, ale i on przełamywał wcześniejsze schematy, badał nowe kierunki. Nazwy tych kolumn są więc dobrze przemyślane, nie tylko odwołują się do sławy nazwisk wielkich twórców, ale nawiązują do ich indywidualności.
Referencyjna seria Klimt składa się z trzech modeli - prawdziwie flagowych, jednoznacznie wolnostojących The Music, znacznie mniejszych The Kiss (które jednak trudno zakwalifikować do kategorii podstawkowych albo wolnostojących - wystarczy spojrzeć, aby zrozumieć dlaczego) i głośnika centralnego The Poetry. Wszystkie te konstrukcje bazują na 22-cm niskotonowych i 18-cm koncentrycznych modułach średnio-wysokotonowych.
Vienna Acoustics Liszt w ogólnym układzie jest powtórzeniem największej konstrukcji The Music, tylko trochę "przeskalowanym" w dół - ma nieco mniejsze wymiary obudowy, mniejsze przetworniki idotyczą go pewne uproszczenia; kosztuje jednak tylko połowę tego, co The Music oraz mniej więcej tyle, ile The Kiss.
Koncepcja nie jest skomplikowana i w zasadzie wykorzystuje pomysły, które są znane i stosowane przez innych producentów; Vienna Acoustic "tylko" połączyła je w sposób, jakiego nikt wcześniej nie pokazał, uzyskując jednocześnie wizualny efekt techniki zaawansowanej i nowoczesnej.
Podobnie kombinował sam Klimt - tworzył awangardę poprzez swobodne kojarzenie. Jednak w przypadku kolumn, które koniec końców są urządzeniem technicznym, mającym pełnić określoną funkcję, a nie tylko "wyglądać" i intrygować, konieczny jest inżynieryjny reżim, który trochę się kłóci z ideą nieskrępowanej wypowiedzi artysty...
Naczelna zasada szlachetnego dzieła technicznego brzmi: "forma podąża za funkcją". W dziełach Klimta nie ma żadnej funkcji, sztuka jest wyzwolona i bezkompromisowa - służy wyłącznie samej sobie, czyli formie.
Mimo to można znaleźć jakiś wspólny mianownik - nowatorskie łączenie tego, co użyteczne. Takie połączenie w konstrukcji głośnikowej będzie przede wszystkim służyć treści, ale przy okazji określi nową formę. A na formę współcześni klienci są szczególnie uwrażliwieni.
Schodząc już z tych artystycznych obłoków na ziemię, można przedstawić Liszta "po inżyniersku" w gruncie rzeczy w jednym zdaniu: To konstrukcja trójdrożna, modułowa, w której moduł średnio-wysokotonowy, obracany w płaszczyźnie poziomej, zawiera koncentryczny układ przetworników, a moduł niskotonowy - trzy 17-cm woofery; obudowy obydwu modułów mają regularne, prostopadłościenne kształty, z lekko zaoblonymi krawędziami (w firmowym stylu Vienny) i są polakierowane na "piano black". I to by było na tyle...
Warto przyjrzeć się genezie poszczególnych elementów. Koncentryczne układy przetworników widzimy od dawna w kolumnach kilku innych firm, grupa ta powoli się powiększa, bo zalety tego rozwiązania są znane, ale znane są też problemy, które wymagają zminimalizowania, aby ostatecznie bilans był korzystny.
Powstają więc mniej lub bardziej egzotyczne układy, nawet z udziałem przetworników wstęgowych (Elac, Piega), zwykle dwudrożne, ale są też i trójdrożne (Cabasse), pełniące rolę sekcji średnio-wysokotonowych albo pełnopasmowych (najbardziej znany - KEF).
Na takim tle dokonania Vienny (na polu układów koncentrycznych) można uznać za "znaczący wkład", chociaż nie za kolejną rewolucję. Układy zastosowane w Klimtach i w Liszcie różnią się wielkością (18 cm vs 15 cm), ale "strukturalnie" są bardzo podobne.
Układ łączy zasadniczo konwencjonalną, jedwabną kopułkę wysokotonową, z przetwornikiem średniotonowym o płaskiej membranie, solidnie usztywnionej od spodu "pajęczyną". Płaską membranę trzeba usztywnić, ponieważ ze względu na swoją prostopadłą pozycję względem kierunku ruchu cewki, przymocowanej do jej wewnętrznej krawędzi, jest narażona na wyginanie się - o wiele bardziej niż membrany o profilu stożkowym i wykładniczym (i dlatego właśnie w "normalnych" głośnikach mamy do czynienia z tak wyprofilowanymi membranami, które wbrew pozorom lepiej utrzymują swoją geometrię).
Po co więc robić sobie kłopot ze stosowaniem płaskiej membrany? Tłumaczy to jej pozycja w układzie koncentrycznym; stożkowa membrana tworzyłaby wokół wysokotonowej kopułki, która znajduje się centrum, "tubę" zawężającą charakterystyki kierunkowe.
Nie wszyscy konstruktorzy uważają to bezwzględnie za wadę; nazwa Uni-Q wzięła się z "unifikacji" charakterystyk kierunkowych obydwu przetworników układu w okolicach częstotliwości podziału, jakie następuje w takiej sytuacji.
Wiele niezależnych głośników wysokotonowych (niezaprzęgniętych w układ koncentryczny), ma wokół siebie lekko wyprofilowany front (kopułka w płytkim "zagłębieniu"), służący temu zadaniu.
Najnowsze konstrukcje KEF-a z serii Reference mają moduły Uni-Q z płytszymi niż wcześniej stożkami membran średniotonowych, przechodzącymi płynnie w wyprofilowanie samej obudowy. Kolumny Elaca FS-507 VX-JET (testowane i obszernie wspominane w części odsłuchowej) mają nawet regulowany profil frontu wokół koncentrycznego modułu średnio-wysokotonowego.
Ale większość konstruktorów preferuje zupełnie "płaski front" (o ile w ogóle jest ścianka przednia). Takie założenie konstruktor Vienny przyjął już w projekcie referencyjnych Klimtów, ale wzmocnienie membrany "pajęczyną" wprowadził jeszcze wcześniej, w głośnikach niskotonowych, dodatkowo usztywniając w ten sposób membrany o konwencjonalnym, stożkowym profilu.
Usztywnienie zwiększa masę membrany, ale w przypadku głośników niskotonowych jest to dopuszczalne, a sztywność ma tutaj zasadnicze znaczenie. Jedni pogrubiają membrany, co jest najprostsze i najmniej skuteczne, inni robią "sandwicze" z kilku warstw różnych materiałów.
Vienna wpadła na dość prosty pomysł: używając jednego materiału już wcześniej stosowanego w membranach - polimeru XP - można pokusić się o dodanie ożebrowania, które nieznacznie zwiększy masę, a bardzo wyraźnie sztywność (jak w każdej konstrukcji mechanicznej).
Technologia jest prosta, nie wymaga dodatkowych czynności (zgrzewania, klejenia), jednak sam projekt wymaga przeprowadzenia badań - jaki układ żeber będzie najkorzystniejszy, zwłaszcza w głośniku średniotonowym, gdzie trzeba zadbać o charakterystykę w szerokim pasmie.
Rozwiązaniem obecnie rzadko spotykanym, jednak mającym długą tradycję, jest obracany moduł średnio-wysokotonowy. Jak już wiemy, Vienna stosuje tutaj układ koncentryczny, jego obracanie jest czymś nowym, chociaż trudno twierdzić, że ze względu na jego charakterystyki, "aż się prosi" o takie potraktowanie; wręcz przeciwnie, zwłaszcza w wykonaniu Vienny, zapewniającym szerokie rozpraszanie, skierowanie go w stronę miejsca odsłuchowego jest nawet mniej krytyczne, niż typowych układów średnio-wysokotonowych w konwencjonalnych kolumnach, co potwierdzają nasze pomiary. Ale... możliwość takiego skręcania na pewno wciąż może pomóc.
Kiedyś, kilkadziesiąt lat temu, podobną ruchomość modułów średnio-wysokotonowych przygotowywano w kolumnach, które miały bardzo duże, szerokie skrzynie sekcji niskotonowej, zawierające przetworniki o dużej średnicy, którymi trudno było swobodnie manewrować - wystarczyło więc kręcić "główką" średnio- -wysokotonową (np. Reference 107, w swoim czasie najlepszy KEF). Od wielu lat panuje moda na kolumny wąskie, którymi łatwiej obracać w całości... dopóki nie są bardzo głębokie.
Wiele z nich ma przecież znaczną głębokość, konieczną dla uzyskania optymalnej objętości, nawet przy zastosowaniu głośników o umiarkowanej średnicy - zwłaszcza, gdy jest ich więcej. Dobrym przykładem jest sama konstrukcja Liszta, która ma tylko 20 cm szerokości, ale ponad dwa razy tyle głębokości.
Nie jest to przecież żadne ekstremum, lecz w pewnych aranżacjach pomieszczenia skierowanie ich na miejsce odsłuchowe mogłoby sprawiać kłopot; niektórzy choćby z powodów estetycznych nych chcieliby trzymać kolumny w ustawieniu równoległym, co oznacza, że jeżeli tworzą one z miejscem odsłuchowym rekomendowany trójkąt równoboczny, to słuchacz znajduje się pod kątem aż 30 st. względem osi głównej.
Tak dużego kąta jednak "nie wytrzymuje" praktycznie żaden głośnik wysokotonowy w najwyższej oktawie, charakterystyka wcześniej i wyraźnie opada.
Niektóre firmy, przewidując taką sytuację, stroją wysokie tony "z zapasem", wtedy charakterystyka na osi głównej jest w najwyższej oktawie wyeksponowana, aby pod kątem 30O, tracąc sporo, znalazła się na optymalnym poziomie (np. Dali). Ale na kwestię poziomu wysokich tonów czy nawet ukierunkowania promieniowania całej sekcji średnio-wysokotonowej wypada spojrzeć jeszcze szerzej.
Charakterystyka zmienia się wraz ze zmianą osi, zwłaszcza po przekroczeniu kąta ok. 15 st., jednak wraz ze zmianą ustawienia kolumn zmienia się nie tylko charakterystyka, która dociera bezpośrednio do słuchacza, ale też spektrum odbić - jeżeli kolumny skręcimy do środka, wywołamy mniej odbić od ścian bocznych pomieszczenia (stąd w wąskich pomieszczeniach, gdy kolumny stoją zbyt blisko ścian i odbicia te są zbyt wczesne i silne, wskazane są eksperymenty ze skręceniem kolumn tak mocnym, że ich osie przecinają się przed miejscem odsłuchowym).
Wszystko to prowadzi do wniosku, że zarówno z powodu różnych gustów, jak i różnych warunków akustycznych, trudno jest z góry przewidzieć, jakie ustawienie będzie optymalne, a jednocześnie skręcanie dużych kolumn nawet jeżeli możliwe, zawsze będzie kłopotliwe - chociażby na etapie eksperymentów, zwłaszcza gdy stoją już na kolcach...
Propozycja, aby ponownie uwolnić moduł średnio-wysokotonowy, koncentryczny lub nie, jest więc wciąż aktualna i rozsądna. Wspomniane problemy kierunkowości dotyczą zakresu średnio-wysokotonowego (niskie częstotliwości są promieniowane z grubsza dookólnie), więc wystarczy manewrowanie sekcją pracującą w tym zakresie.
Układ koncentryczny przynosi dodatkowy walor estetyczny - front modułu nie musi być wysoki, jak musiałby być z parą odseparowanych przetworników, uzyskuje kształt kwadratowy, wygląda "minimalistycznie" i bardzo spójnie razem z sekcją niskotonową, która ma taką samą szerokość i głębokość.
Jest też jeszcze jeden atut mechaniczno-akustyczny - chociaż przetwornik średniotonowy zawsze wymaga odrębnej komory, to tutaj dostaje ją w ramach niezależnej skrzynki, więc transmisja wibracji od skrzyni niskotonowej może zostać zredukowana.
W referencyjnych Klimtach dostajemy regulację nie tylko w poziomie, ale i w pionie. To już jednak "zbytek" w kontekście działania układu koncentrycznego; zmiany charakterystyki dla takiego układu w każdej płaszczyźnie, w zakresie do 15 st., są minimalne (patrz laboratorium), a słuchacz, nawet siedzący wyraźnie niżej niż wysokość instalacji modułu średnio-wysokotonowego, raczej tej granicy nie przekroczy.
Co innego typowe układy (niekoncentryczne) - tam właśnie w płaszczyźnie pionowej, ze względu na pionową aranżację przetworników, zmiany na charakterystyce pojawiają się pod mniejszymi kątami niż w płaszczyźnie poziomej.
Ostatecznie w Lisztach dostajemy to, co przy zastosowaniu modułu koncentrycznego może się nam w praktyce przydać najbardziej - obrót w poziomie. Z tyłu nie widzimy, jak w Klimtach, podziałki wyskalowanej w kątach, ale te luksusy kosztują, a my zawsze możemy sobie kupić w papierniku kątomierz, jak już koniecznie chcemy cyzelować.
Głośniki
Trzy 17-cm głośniki niskotonowe pracują we wspólnej obudowie, lecz podzielonej na dwie komory w sposób dość nietypowy. Komory są dwie, jedna z nich, mniej więcej dwa razy większa od drugiej, obsługuje dwa dolne głośniki, druga - ten położony najwyżej.
Z obydwu komór wyprowadzono tunele systemów bas-refleks, z dolnego o średnicy 65 mm, z górnego o średnicy 50 mm, i o tak dobranych długościach (podobnych, ale jednak trochę różnych), żeby obydwa podsystemy były dostrojone dokładnie do tej samej częstotliwości rezonansowej (fakt ustalony w pomiarach naszego laboratorium).
Wyodrębnienie dwóch komór nie służy więc tutaj zróżnicowaniu częstotliwości rezonansowych i wynikających stąd charakterystyk; wciąż jednak może mieć sens, wiele konstrukcji jest tak zaprojektowanych, aby poprzez zastosowanie mniejszych komór (które wciąż można dostroić odpowiednio nisko, za pomocą otworów o proporcjonalnie mniejszej powierzchni), zmniejszyć problem fal stojących, najsilniejszych na długich dystansach.
Pozostaje pytanie, dlaczego konsekwentnie nie podzielono również dolnej komory na dwie "elementarne", dedykując ostatecznie każdemu przetwornikowi jego własną? Może mimo ustalenia jednej częstotliwości rezonansowej bas-refleksu dla całego systemu, chciano w ten sposób zróżnicować jakieś drugoplanowe rezonanse?
Pojawiło się też podejrzenie, że może się to wiązać z innym filtrowaniem górnego głośnika, ale pomiar wykazał tylko nieistotne różnice między charakterystykami wszystkich trzech głośników. Drugą ciekawostką jest tunel w komorze głośnika średniotonowego (układu koncentrycznego), ale "wentylowanie" głośników średniotonowych też nie jest nowością; nawet przy częstotliwości rezonansowej leżącej znacznie poniżej zakresu, w którym ten głośnik pracuje, może ono w różny sposób pomagać; wielu konstruktorów słyszy, że średniotonowy brzmi w takich warunkach lepiej.
Odsłuch
Miałem możliwość posłuchania i porównania kolumn Vienna Acoustics Liszt z kilkoma kolumnami z ich zakresu cenowego, ale najbardziej wartościowe i objaśniające sytuację było uwzględnienie kolumn Elac FS-507 VX-JET, dobrze mi znanych, testowanych w "Audio" całkiem niedawno, pół roku temu (cóż to znaczy wobec wieczności, a zwłaszcza wobec długowieczności dobrych projektów głośnikowych...).
Kiedy tylko stanęły obok siebie, pomyślałem, że pasują doskonale do testu porównawczego, a potem, słuchając ich na zmianę, tym bardziej żałowałem, że Elaki miały już swój pełny test... Ale wracają przynajmniej tutaj.
Obydwa modele mają pod pewnymi względami bardzo podobne konstrukcje - przede wszystkim koncentryczne moduły średnio-wysokotonowe, chociaż zbudowane inaczej, na "firmowe" sposoby. Na dodatek mają mechaniczne regulacje ustawienia i charakterystyki tych modułów - ale też działające wedle różnych koncepcji, w różnym celu. To konstrukcje ultranowoczesne, szukające nowych rozwiązań dla poprawy jakości dźwięku i dla przyciągnięcia uwagi klienta.
Szokujące chyba tylko dla początkujących, wciąż dla wielu fascynujące, a na pewno ewidentne jest jednak to, jak różne rezultaty są uzyskiwane, mimo takich czy innych podobieństw. Dlatego mogą one prowadzić do zbyt pochopnych wniosków, gdy ktoś poznawszy jedną z tych kolumn, zacznie wydawać ocenę, w jaki sposób brzmią układy koncentryczne (w ogólności), podczas gdy w rzeczywistości każdy z nich ma swoją specyfikę. Ale jeszcze bardziej komplikuje sytuację to, że grają one tak, i wraz z nimi całe kolumny, jak zadysponuje to konstruktor strojąc zwrotnicę.
Ostatecznie moduły koncentryczne kolumn Vienna Acoustics Liszt można spotkać tylko w kolumnach Vienny, Elaca - w Elacach, a KEF-a - w KEF-ach, więc na jedno wychodzi... Kto jednak interesuje się tym głębiej, od strony projektu i konstrukcji, ten wie, że gdyby konstruktor np. Elaca miał użyć w swojej konstrukcji modułu np. Vienny, to dostroiłby go zupełnie inaczej, otrzymując na końcu brzmienie bliższe temu, jakie uzyskuje zwykle, na bazie własnych, firmowych komponentów, niż brzmieniu Vienny, w której ten moduł znajduje zastosowanie.
I vice versa - konstruktor kolumn Vienna Acoustics Liszt zrobiłby zupełnie inny użytek z modułu Elaca. Taką sytuację, takie relacje można uznać za prawdę uniwersalną, dotyczącą wszystkich producentów i kwestii technicznych.
Prawda ta nie ma jednak zwykle aż takiej wyrazistości, jak właśnie w konfrontacji Elaca z Vienną, bowiem gdybyśmy do porównania wzięli Elaca i KEF-a, to jego wynik mógłby być nieco inny; obydwie te firmy najbardziej cenią sobie liniowość i neutralność, więc różnice między brzmieniami ich kolumn w większym stopniu wynikają z "wrodzonych cech" zastosowanych przetworników, a w mniejszym z tych rozbieżności między charakterystykami, które są powodowane strojeniem zwrotnicy.
Wracając do porównania kolumn Vienna Acoustics Liszt i Elaca, jest ono właśnie dlatego tak smakowite, a nawet pikantne, gdyż okazuje się zderzeniem dwóch diametralnie różnych stylów, wręcz filozofii.
Wspólne cechy konstrukcyjne mają tutaj znacznie drugorzędne, w ogóle nie należy się nimi sugerować. Sam wygląd tych kolumn kompletnie niczego nam nie powie o różnicach w ich brzmieniu. Większa część odpowiedzialności za taki stan rzeczy spada na Viennę. Ale czy będzie to odpowiedzialność za sukces, czy za porażkę - dopiero się okaże.
Do porównania wybrałem Elaki nie tylko dlatego, że podobnie kosztują, trochę podobnie wyglądają i są mi znane - przede wszystkim znam je, więc mogłem liczyć właśnie na ich neutralność i precyzję, na układ odniesienia, który pomoże "skalibrować" słuch, tym sposobem zawsze niedoskonale, ale lepszego sposobu chyba nie ma...
"Wskakiwanie" w nieznane brzmienie bez żadnego przygotowania i bezpośredniego porównania może prowadzić do sporego zamieszania; nasz słuch, jak każdy zmysł, ma niezwykłe zdolności adaptacyjne, które często lekceważymy, po części z niewiedzy, po części z audiofilskiej pychy...
Zakładając, że mając już doświadczenie, zawsze i wszędzie słyszymy tak samo, że jesteśmy jak doskonałe instrumenty pomiarowe, stabilne, niezawodne, w dodatku niewymagające żadnego przygotowania do pracy.
Ponadto paradoks polega na tym, że o ile ogólnie "wygrzewanie" prowadzi do uzyskania optymalnych parametrów różnych urządzeń, o tyle długie słuchanie tego samego sprzętu, tego samego brzmienia, prowadzi do prostego "przyzwyczajenia się", i utrudnia obserwację i ocenę.
O ile sprzęt ma służyć tylko nam, osobiście, dla przyjemności, w takim postępowaniu nie ma nic błędnego, chociaż trudno będzie długo oswajać się ze sprzętem jeszcze przed zakupem. Jeżeli jednak mamy wystawić w miarę obiektywną opinię, musimy od początku do końca zachować pewien dystans, nie dać się "wkręcić" i przekabacić.
To wszystko nie jest tylko biciem piany - ma znaczenie dla zrozumienia i oceny kolumn Vienna Acoustics Liszt. Kiedy już Liszty i "507-ki" stały obok siebie, na początku podłączyłem Elaki, miały posłużyć tylko (i aż) jako punkt wyjścia, zagrać mi kilka znanych kawałków, a potem "odsunąć się" i zostawić na scenie już tylko Liszty, ze znacznie większym repertuarem. Okazało się jednak, że musiałem do "507-ek" wracać co chwila, co nagranie...
Nie mogłem się temu oprzeć, bo sprawy przybrały trochę nieoczekiwany obrót. Elaki na początku pokazały to, czego od nich oczekiwałem, i w zasadzie było tak do końca. Kiedy pierwszy raz "przesiadłem się" na Liszty, też usłyszałem to, czego się spodziewałem - całe brzmienie uległo "restrukturyzacji", z danego wątku muzycznego pozostała w zasadzie tylko podstawowa linia, ale w innym wykonaniu, w innej aranżacji, w innym miksie...
Powstała kreacja znana już z innych kolumn Vienny, związana też z tym, co widać w pomiarach - chociaż w pomiarach nie widać wszystkiego. Jeżeli napiszę, że brzmienie straciło spójność, to wszyscy przeczytają, że nastąpiła katastrofa.
Szukam więc innego słowa, które odda ten wątek w sposób nie tyle łagodniejszy, co bardziej obrazowy, kompleksowy, ale jednym słowem, ani nawet jednym zdaniem, kompleksowych zmian nie da się opisać... Jeżeli chodzi więc o zmianę w stosunku do "507-ek", to nie ma rady - takiej spójności, koncentracji energii, dynamiki, jaką dostarczają Elaki, z kolumn Vienna Acoustics Liszt nie dostaniemy.
Będąc "uprzedzonym", że to Elaki gwarantują liniowość charakterystyki, a Vienny o nią specjalnie nie dbają, można pryncypialnie, ale automatycznie, tę poważną zmianę interpretować na niekorzyść Lisztów.
Interpretacje interpretacjami, ale jedno jest pewne - te kolumny brzmią inaczej, bo tak różne charakterystyki muszą dawać zupełnie inne brzmienie, cokolwiek potem byśmy o tym sądzili i pisali, tego faktu nie da się przeoczyć ani bagatelizować.
Z pozycji Elaków można więc zarzucić Viennie sporo manipulacji, można przecież usłyszeć, że na znaczeniu stracił środek pasma, góra wyskoczyła serwując nie tyle więcej informacji, co podając je dobitniej.
Również bas się wzmógł - z Elaków szybki, konturowy; z Vienny bardziej napompowany... Tyle, że taki opis wciąż nie oddaje ogólnego wrażenia. Do tego trzeba dodać, że scena (choćby to było "oszustwo") znacznie się powiększyła, i to we wszystkich wymiarach.
Ale ponieważ jestem ostrożny w pochwałach dla efektów przestrzennych, wiedząc, że w dużej mierze mogą być generowane przez zmienione profile charakterystyk przenoszenia, więc "pierwsze starcie" między Elacami a Viennami, wygrał jednak Elac - jego brzmienie jest "normalne", rzetelne i dokładne.
Gdy słuchałem dalej kolumn Vienna Acoustics Liszt, podobały mi się one coraz bardziej. Wyeksponowanie skrajów pasma wciąż było dostrzegalne, ale bezpośrednio cofnięcie środka - już nie...
Chociaż może się wydawać, że w tym zdaniu jest sprzeczność, to znowu sytuacja jest bardziej skomplikowana. Po prostu nie mogłem wskazać na instrument czy głos, który byłby dotkliwie osłabiony i zniekształcony. Oczywiście przyzwyczajam się - pomyślałem - i znowu przesiadałem się na Elaki, aby wrócić do "normalności". Tylko że ta normalność, przy całym dla niej szacunku, już mnie nie fascynowała.
Vienna Acoustics Liszt wodziły i wciągały w swoją kreację coraz bardziej, a Elaki jak grały, tak grały, wciąż beznamiętnie udowadniając "obiektywną" przewagę w neutralności, niczym nie zaskakując.
Czas spędzony z brzmieniem Vienny i Elaców był z grubsza taki sam; słuchałem określonych fragmentów muzycznych na obydwu kolumnach, czasami były to sekwencje A-B-A, czasami B-A-B. Była więc pełna równowaga.
Wracając do problemu adaptacji, do brzmienia obydwu kolumn, mogłem się przyzwyczajać (i odzwyczajać) tak samo długo; ale wraz z upływem czasu, a przede wszystkim różnorodności muzyki, miałem coraz więcej uznania dla brzmienia Lisztów.
Pod koniec to ich słuchałem z większą przyjemnością, chociaż nie stałem się głuchy na argumenty "507-ek"... Jednak to Vienny udowodniły, że czas pracuje na ich korzyć bardziej, niż na korzyść Elaców.
O ile na początku w ogóle nic nie przeszkadzało mi w brzmieniu "507-ek", to powoli zaczynałem mieć wątpliwości, czy naprawdę uwielbiam tak bezpośredni środek pasma, ustawiony prawie zawsze na pierwszym planie, mocny i wyrazisty w całym zakresie, również przy kilku kHz.
To, co początkowo było naturalne, z czasem stawało się lekko natarczywe - bowiem Vienny rozpieszczały mnie plastycznym, płynnym, ale zdystansowanym, pełnym kurtuazji odtwarzaniem głosów; właśnie w wokalach może leżeć klucz do ustalenia, czy wolimy Elaki, czy Vienny, czy jeszcze coś innego...
Elaki to szkoła bliskiej, bezwzględnej prezentacji, nieemanującej ciepłem, lecz dokładną artykulacją; Vienny dokładnie odwrotnie - wzmacniają dolny podzakres, uzyskując w ten sposób efekt nasycenia i obecności, ale wycofują górny środek, usuwając wszelką natarczywość - o ile nie pojawiają się już sybilanty, o których napiszę dalej.
Vienna Acoustics Liszt zręcznie i z wdziękiem tworzą własną przestrzeń, klimat, jednak wcale nie jest to granie tylko cieplutkie, milutkie i grzeczniutkie. Nie z każdym fragmentem muzycznym dostaniemy jak na dłoni kondycję i styl średnich tonów, i rozpoznamy dokładnie, co ma nam w tej sprawie do zaproponowania Liszt, ale praktycznie z każdym - tak to było w moich próbach - natychmiast odbierzemy potężną scenę, dźwięk bardzo swobodny, lekko "swawolący", sypiący detalami i pęczniejący na basie, zarówno bliski jak i głęboki.
Kolumny Vienna Acoustics Liszt ani nie przybliżają, ani nie oddalają całej sceny w sposób systematyczny, one ją rozciągają, chociaż z wyjątkową swobodą tworzą dalsze plany. Jest więc "odejście" i oddech, tylko wysunięte, wyodrębnione, i gęściej upakowane detale wysokotonowe nie pozwalają mówić o świeżutkim, lekkim i ostatecznie przejrzystym brzmieniu.
Góra pasma jest soczysta, cykająca i błyszcząca, aktywna i wyraźnie lokalizowana, nie jest z gatunku "eterycznych", a nawet jedwabistych. Mimo to, a może właśnie dlatego, najlepiej sprawdza się, gdy w nagraniu nie ma jednoznacznych, mocnych komponentów wysokotonowych (np. sybilantów) - te bowiem są eksponowane i zbyt odważnie zwracają na siebie uwagę.
Ale wtedy, gdy mają dać wyższymi harmonicznymi wykończenie dźwiękom podstawowym, sprawują się świetnie; nie idą w kierunku wyższego środka, dzięki czemu np. instrumenty dęte mają dużo blasku, a nie są napastliwe - jak potrafią być z FS-507...
To właśnie jeden z przykładów, na których Elaki może nie "poległy", bo przecież oddały całą prawdę o drapieżności trąbki, ale Vienny przerobiły ją tak zgrabnie i subtelnie, że bez żadnego naginania słuchu, bez żadnych wątpliwości, z jakim instrumentem mamy do czynienia, słuchało się jej po prostu przyjemniej. Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie oddanie pogłosu, akustyki, w nagraniu wielkich organów. Wspaniałe!
Prawie wszystko w tym nagraniu pasowało, aby pokazać atuty Lisztów. Tocatta Bacha jest może już oklepana, ale wciąż dobrze służy... zwłaszcza do demonstrowania rozciągnięcia, siły i różnorodności basu, jednak w wykonaniu Lisztów najbardziej imponowała przestrzeń.
Potęga niskich rejestrów była wystarczająca, lecz tworzyła raczej masywną podbudowę, niż dawała energetyczne wibracje. W innych proporcjach potraktował to nagranie Elac, dostarczając więcej informacji na basie, twardszym i konturowym, ale przestrzeń zredukował do "normalności".
Może wiernie pokazał pierwszoplanowe elementy nagrania, ale kolumny Vienna Acoustics Liszt bardziej przekonująco wprowadzają nas do akustyki dużego kościoła, który jest naturalnym środowiskiem tego nagrania i tej muzyki.
Tak samo było z klubem jazzowym, przez Elaki przybliżanym, przez Viennę rozwiniętym we wszystkie strony. Jeszcze jedno ma wpływ na efektowną kreację przestrzenną - wysoko ustawiony moduł średnio-wysokotonowy unosi całą scenę. Spektakularne.
Andrzej Kisiel