Pan Fang, mieszkający w USA właściciel firmy, ma w ofercie HiFiMana zarówno słuchawki, jak i wzmacniacze słuchawkowe oraz przenośne odtwarzacze plików - także te bardzo drogie. Topowy model odtwarzacza HM-901 kosztuje ponad 6000 zł.
HiFiMAN EF2A jest niewielki, ma jednak coś, czego wielu pożąda - dwie lampy (z wystającymi na zewnątrz srebrnymi główkami). To chińskie lampy 6AK5 (6J1), po jednej na kanał, pracujące w układzie bufora wejściowego. Są to miniaturowe pentody z 7-pinowym cokołem, pierwotnie służące do obsługi sekcji RF/IF odbiorników radiowych.
Front HiFiMAN EF2A wygląda jednak zupełnie zwyczajnie - metalowa płytka, a na niej spora, aluminiowa gałka siły głosu, solidne gniazdo słuchawkowe typu 6,3-mm (duży jack) oraz hebelkowy przełącznik, którym urządzenie włączamy.
Z tyłu widzimy parę szeroko rozstawionych gniazd wejściowych RCA, gniazdo USB oraz sieciowe - napięcie jest dostarczane z dużego zasilacza ściennego 17 V DC.
Nietypowa jest natomiast górna ścianka, gdzie zamiast aluminium, tworzącego większość obudowy, mamy akrylową płytkę, przez którą możemy zajrzeć do środka. A tam widać, że wzmacniacz ma dwa stopnie - wstępny na lampach i wyjściowy na dwóch parach bipolarnych tranzystorów pracujących w klasie A.
Przy wejściu USB umieszczono już leciwy odbiornik i jednocześnie DAC Burr Brown PCM2702. Akceptuje on sygnał do 16 bitów i 48 kHz. Siłę głosu reguluje się w miniaturowym potencjometrze Alpsa.
Sprzężeniem lamp z resztą układu zajmują się ładne, polipropylenowe kondensatory Philipsa. Dobre kondensatory znajdziemy również w układzie zasilania. Cały układ został zmontowany na jednej płytce drukowanej.
Brzmienie
Widząc urządzenie, z którego wystają lampy próżniowe, oczekujemy dźwięku "lampowego", czyli ciepłego, lejącego się, nakierowanego na środek pasma, "odpuszczającego" jego skraje. To stereotyp, który przez lata zdawał egzamin, tj. naprowadzał skrótowo i wstępnie na rozwiązanie, ale jednak od jakiegoś czasu przestaje się sprawdzać.
Wzmacniaczyk pana Fanga HiFiMAN EF2A gra bowiem przestrzennym, nieco lekkim dźwiękiem o dobrze różnicowanych barwach i otwartej górze. Dół nie jest zbyt głęboki, a w związku z tym środek pasma też jest dość lekki.
Przesłuchałem pod tym kątem kilka różnych par słuchawek i najwięcej góry uzyskałem z Beyerdynamiców DT-990 Pro (600 omów). EF2A zagrał z nimi bardzo przyjemnie, dodając im na górze światła, nie przeszedł na jasną (w audio złą) stronę mocy.
Dołu wprawdzie nie przybyło, ale głos Sylviana z płyty "Sleepwalkers", Gabriela ze "Scratch My Back", jak i gitara Forcione, zabrzmiały nośnie, dobrze, wyzywająco - w tym sensie, że skłaniały do zaciekawienia, nie nudziły.
To, co mnie uderzyło najbardziej, było jednak związane z czymś innym - przestrzenią. W wypadku słuchawek wyraz "przestrzeń", używany przez nas w kontekście obrazowania za pomocą kolumn głośnikowych, niemal zawsze jest tylko pewnym przybliżeniem.
Jedynie z nagraniami binauralnymi można mówić o przestrzeni realnej, prawdziwej. A jednak - będąc ze słuchawkami za pan brat, przyzwyczajamy się do ich specyficznego oddawania wrażeń przestrzennych i jesteśmy w stanie spośród nich wyróżnić te, które radzą sobie z tym lepiej.
HiFiMAN należy do tych najlepszych. Mocna praca wyższej średnicy, bardzo czysty dźwięk oraz spójność przekazu przełożyły się na mnóstwo powietrza - zarówno z klasycznymi, jak i binauralnymi realizacjami.
Fortepian, najpierw Arta Tatuma, a potem Rachmaninowa, z płyt przygotowanych przez firmę Zenphyr, były niesamowicie realne. Nie było oczywiście mocnej lewej ręki, dźwięk nie był duży.
Mimo to, brzmienie zachowywało spójność i komunikatywność. Wysokie tony były prominentne, ale nigdy dokuczliwe. Środek brzmiał czysto, choć jego wolumen nie był duży, a przez to cały przekaz nie był mięsisty.
Bardzo podobnie brzmiały też nagrania przesłane przez cyfrowe łącze USB, pomimo że zastosowano tu stary czip odbiornika i konwertera; chociaż już mniej rozdzielcze i nie tak dobrze różnicujące, jak z wejść analogowych, ale wciąż nie było zamglone i zamulone - tu znowu na dobre wyszła dobra selektywność w zakresie wysokotonowym.
Wojciech Pacuła