Audioquest Nighthawk zrobią niemałe wrażenie już na sklepowych półkach, a nawet na stronach katalogów. To produkt wyraźne luksusowy – i tak też jest podany. W ręce najpierw wpada obszyty skórą (wprawdzie sztuczną, ale miękką, przyjemną w dotyku i wyglądzie) neseserek z wygodną rączką.
Grube ścianki oraz obszerna wytłoczka dobrze chronią słuchawki oraz akcesoria, które można schować do specjalnej kieszonki. Audioquest dodaje dwa kable sygnałowe (o nich za chwilę) oraz przejściówkę z małego na dużego "jacka".
Audioquest Nighthawk - wzornictwo i konstrukcja
Słuchawki prezentują się wręcz po królewsku. Materiał wygląda na egzotyczne drewno, ale stoi za nim bardziej wyrafinowane rozwiązanie. "Ciekłe drewno" to mieszanka włókien, podgrzewana do stanu ciekłego, a następnie formowana wtryskowo.
Właściwości akustyczne są z pewnością specyficzne i zapewne bardzo dobre, a ubarwienie (melanż brązów i szarości) unikalne dla każdej pary słuchawek. Muszle wydają się otwarte (tylna część pokryta jest czarną siateczką), ale producent określa Nighthawki jako konstrukcję półotwartą.
Tylna część przetwornika Audioquest Nighthawk nie promieniuje zupełnie swobodnie, na drodze ciśnienia akustycznego pojawia się materiał tłumiący. Słuchawki półotwarte, zgodnie ze swoją nazwą, mają w praktyce cechy pośrednie między otwartymi a zamkniętymi.
Opracowano także oryginalny system ich zawieszenia oraz regulacji. Każda muszla jest "rozpięta" na czterech elastycznych linkach, które separują część nauszną od pałąka, a jednocześnie precyzyjnie dopasowują się do kształtu głowy (we wszystkich trzech płaszczyznach).
Aby było nam jeszcze wygodniej, dość obszerne poduszki mają asymetryczny kształt (są grubsze w części za uchem). Miękką skórę wypełniono elastyczną pianką, poduszki są na tyle grube, że choć się w nie zapadamy, to uszy pozostają w sporej odległości od przetworników (wyjątkowo dużych - 50 mm).
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Pałąk słuchawek Audioquest Nighthawk ma formę cienkiego, sztywnego pręta pokrytego plecionką, wygląda trochę jak kabel. Do głowy dotyka jednak szerszy, zawieszony niżej element z miękkiej skóry.
Ta część jest umocowana elastycznie, rozciąga się jak sprężyna, nie ma więc potrzeby, by w typowy sposób słuchawki regulować – same się do nas dopasują.
Kable są podłączane do każdej muszli (Nighthawk przygotowano do podłączenia zbalansowanego), w komplecie znajdują się dwa; jeden z nich został starannie dobrany do specyfiki słuchawek i zapewnia teoretycznie najlepsze brzmienie, kłopot tylko w tym, że ten kabel jest dość delikatny (nie można go silnie zginać, owijać wokół słuchawek). Dlatego też dodano i drugi przewód, który Audioquest nazywa "zwykłym", charakteryzujący się jednak wysoką wytrzymałością mechaniczną.
Odsłuch
Audioquest wybiera własną charakterystykę tonalną. Nie jest ona daleka od neutralności, ale pozwala już mówić o indywidualnym profilu. Jest on przy tym dość bliski temu, co prezentuje Sennheiser, ale w poważniejszej, dystyngowanej wersji.
Audioquest Nighthawk wzmacnia "dolny środek" i mocno łączy go z basem, w konsekwencji czego słychać lekką nosowość przy wokalach, ale przede wszystkim przewijający się cały czas spokój, usunięcie wrażenia chaosu nawet przy bardzo zabałaganionych nagraniach, które zaczynają brzmieć wręcz nastrojowo. W największym kontraście do Nighthawka pozostają Grado PS500e – w takim porównaniu szalone i nieokiełznane.
Kable wyprowadzono oddzielnie z każdej muszli, przygotowując słuchawki do połączenia zbalansowanego. Obudowy muszli wykonano z oryginalnego materiału, który producent nazywa "ciekłym drewnem".
Audioquesty będą przekonywać do takiego obrazu muzyki, w którym mniej ważne są dynamika i detale, a bardziej istotna spójność i harmonia.
Potrafią jednak zagrać nawet bardzo głośno i wtedy porządek, jaki wciąż utrzymują, jest imponujący. Zero nerwowości, ostrych szpil, metaliczności – dobra czytelność bez jaskrawości, a nawet z dyskretnym cieniowaniem.
Bas balansuje między miękkością a rytmem, grając swobodnie, jednak nie ściągając na siebie uwagi. Audioquest Nighthawk dobrze radzą sobie z przestrzenią, wszystko jest elegancko poukładane, w tym wydaniu lekkie uprzywilejowanie niższych rejestrów raczej łagodzi niż energetyzuje, dźwięki są płynne, przenikają się i uzupełniają.
Radosław Łabanowski