Podstawą koncepcji wzmacniacza C.E.C HD53N jest stopień wyjściowy w klasie A, single-ended, ze wspomagającym układem pracującym w klasycznym push-pull.
Technologia nazwana LEF - Load Effect Free - polega na tym, że pojedynczy, pracujący na końcu tranzystor wzmacnia jedynie drobne zmiany sygnału, znajdujące się w wąskim paśmie wzmocnienia. Kiedy sygnał wejściowy jest wyższy i obciążenie wymaga większego prądu, do akcji wkracza układ push-pull.
Przy dużych wzmacniaczach to spory problem, aby tak wszystko zgrać, żeby układ reagował wystarczająco szybko; we wzmacniaczu C.E.C. HD53N jest znacznie prościej - moce są tutaj niewielkie, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że główne obciążenie ego typu konstrukcji stanowią słuchawki o typowej impedancji ok. 100 Ω (min. 32 Ω, maks. 600 Ω), to prądy są tu naprawdę znikome.
C.E.C. HD53N - przyłącza
Ścianka przednia jest bardzo niska, jednak zmieściło się na niej zaskakująco dużo elementów. Obok małej gałki wzmocnienia widać okienko, w którym zapalają się niebieskie napisy - trzema przyciskami aktywujemy albo gniazda słuchawkowe na przedniej ściance, albo zaciski głośnikowe na tylnej, ustalamy gain (wzmocnienie) wzmacniacza - "low" lub "high" - a także wybieramy jedno z dwóch wejść: zbalansowane na gniazdach XLR lub niezbalansowane na RCA.
Po lewej strony umieszczono dwa gniazda typu "combo"- wymyślone przez Neutrika, łączące w jednej obudowie gniazdo XLR oraz stereofoniczne gniazdo duży - jack. Jedno jest przeznaczone dla zwykłych, wysokiej klasy słuchawek o niskiej impedancji, drugie - dla słabszych słuchawek, w których zazwyczaj brakuje basu. Znacznie bardziej interesujące są elementy XLR.
Słuchawki to z zasady, przetworniki zbalansowane. Niemal zawsze łączy się jednak masy obydwu z nich, ponieważ wzmacniacze słuchawkowe w 99% są niezbalansowane.
Żeby skorzystać ze wzmacniacza zbalansowanego, sygnał w takiej ostaci trzeba dostarczyć do słuchawek, a do tego potrzebne są specjalne przewody, zakończone dwoma wtykami XLR - takimi samymi, jak w interkonektach zbalansowanych; właśnie dla tak zmodyfikowanych słuchawek przeznaczone są te dwa gniazda.
Z tyłu mamy wejście niezbalansowane RCA, zbalansowane XLR, gniazdo sieciowe IEC oraz stereofoniczne zaciski głośnikowe. C.E.C. HD53N potrafi oddać 2 x 13 W / 8 omów. To całkiem sporo, dlatego tranzystory końcowe - bipolarne Sankeny - przykręcono do dużych płaskowników, a te z kolei do obudowy, która wspomaga ich chłodzenie.
C.E.C. HD53N - wnętrze
Kiedy spojrzymy do środka, docenimy wiele technologii i myśli technicznej, które zawarto w tak niewielkim "pudełku". 2/3 środka zajmuje zasilanie. Napięcie dostarczane jest ze stosunkowo dużego transformatora toroidalnego, z osobnymi odczepami dla sekcji napięciowej i prądowej.
Najciekawsze są dwa (po jednym na kanał) układy HD-LEF firmy CC Tech. To w nich dokonuje się wzmocnienie sygnału i sterowanie tranzystorami końcowymi.
Jest w nich także układ regulacji wzmocnienia. Podwójny, dość kiepski, bo otwarty potencjometr sprzęgnięty z gałką siły głosu nie znajduje się w torze sygnału, a jest jedynie regulatorem napięcia dla układu IGM - Intelligent Gain Management. Wyjścia słuchawkowe sprzęgnięte są wysokiej klasy kondensatorami CC Tech. Znakomita realizacja bardzo ciekawych pomysłów.
Odsłuch
To typ brzmienia, jaki zwykle dostaje się z dobrze przygotowanego, opartego na EL34, wzmacniacza zintegrowanego, którego transformatory wyjściowe wyposażono w odczepy dla wyjścia słuchawkowego.
Najważniejszym zakresem jest środek pasma. Pięknie to wychodzi przy głosach, jak przy Solveigi Sletthjell ("Good Rain") czy Lisy Gerrard (Lisa Gerrard & Patrick Cassidy, "Immortal Memory"). Wokale pań miały duży wolumen i pokazywane były dość blisko.
Zmysłowy element ich śpiewu, tak wiele znaczący dla tych płyt, był ewidentny. Ta namacalność i bliskość jest pewnym odstępstwem od neutralności, bo inne wzmacniacze pokazują to w trochę większym dystansie.
Także odsłuch przez kolumny głośnikowe przekonuje, że głosy te, choć rzeczywiście pełne, dojrzałe, nie są aż tak blisko. Zależności przestrzenne nie są oczywiście mocną stroną słuchawek, ale jeśli mamy z nimi do czynienia na co dzień, wyrabia się w nas swego rodzaju automatyczna "transkrypcja" tego, co słyszymy przez kolumny, na to, co mamy na głowie…
Korelacje są oczywiste i choć konkretne elementy, jak odległość pierwszego planu, relacje przestrzenne między wykonawcami, oddawane są w innej manierze, to jednak zawsze jeden sposób odsłuchu ma na drugi konkretne przełożenie.
Dlatego też można stwierdzić, że wzmacniacz tranzystorowy CEC-a nieco przybliża pierwszy plan. Objawia się to tym, że ciepły głos, właśnie Solveigi, czy też przepiękny głos Carol Simpson z przygotowanej przez Sinatra Society of Japan płyty "Live (and othervise)" były tuż obok uszu, niemal wlewały się nam do głowy.
Rzecz jest niezwykle przyjemna, być może o to właśnie większości melomanów chodzi w tego typu odsłuchu. Jeśli głos kobiecy jest nieco niższy, to ze słuchawkami np. AKG K701 będzie trochę nosowy. Z HD800 Sennheisera efekt ten jest znacznie mniej wyraźny.
Kiedy słuchałem głosów męskich, zarówno wysokich (Yes, "Magnification"), jak i niskich (Frank Sinatra, "Only The Lonely"), nie były one pogrubione, choć po dopiero co podanym opisie wokali damskich można by się tego spodziewać. Artyści mieli dużo oddechu, pokazani byli z fenomenalną dynamiką i trójwymiarowością.
Średnica była przy tym doskonale spięta z wyższym basem. Kiedy uderzała stopa perkusji, to jako pełne, niepodzielone uderzenie. Ważną cechą wzmacniacza C.E.C. HD53N jest koherencja. Mamy dźwięk pozbawiony nerwowości, gładki, ale i dokładny.
Bas nie schodzi zbyt nisko, a góra jest nieco zaokrąglona i nie tak rozdzielcza, jak średnica. To wszystko składa się właśnie na "lampowy" charakter i skłania do odsłuchania z własnymi słuchawkami.
I jest jeszcze jedna rzecz, o której tylko wspomnę: słuchałem HD53N z kolumnami Harbetha i Reference 3A. Niesamowite, jak fantastycznie może zagrać takie chuchro, jeśli tylko zapewnimy mu łaskawe obciążenie!
Wojciech Pacuła