Czy ktoś pamięta jeszcze ekscytację, jaka towarzyszyła premierze debiutu Hercules And Love Affair w roku 2008? Jednym singlem ("Blind") grupa stała się ostatnią deską ratunku dla electro-disco.
Jednak już przy premierze drugiej płyty jest jasne, że duet raczej nigdy nie powtórzy tego sukcesu. Co sprawiło, że muzycy z Brooklynu skazują się na drugą ligę? Tym razem Andrew Butler i Kim Ann zdali się sami na siebie. Jak się okazuje, bez pomocy producenta Tima Goldsworthy`ego czy wokalisty Antony`ego Hegarty`ego, Hercules And Love Affair nie ma za wiele do zaoferowania. To tylko średni zespół, który może na chwilę zainteresować adaptacją muzyki rozrywkowej z lat 70. i 80. Żeby jednak nie było tak gorzko, kilka utworów wybija się na plus, dzięki chwytliwym refrenom, przyjemnym elementom funky i subtelnym dźwiękom syntezatorów. Efektywnie, ale na taki przypływ adrenaliny, jaki nam zgotowano trzy lata temu, nie ma co liczyć.
M. Kubicki
UNIVERSAL