Coraz większą popularnością cieszą się koncerty,
a coraz mniejszą płyty. Myślę, że słuchacze zaczynają
bardziej doceniać bezpośredni kontakt z artystą
i udział w procesie twórczym. Zawsze lubiłem koncerty,
te najważniejsze pozostawiły niezapomniane
wspomnienia, a często pozwoliły bardziej docenić artystę.
Takiego samego zdania jest Wojciech Mazolewski,
który twierdzi, że koncert to "proces powstawania
dźwięków, podglądania muzyków w [...] intymnej
sytuacji". Mamy właśnie okazję, może nie tyle podglądania, co podsłuchiwania jego grupy Pink Freud w czasie
koncertu w krakowskim klubie Alchemia.
Widziałem tylko trzy koncerty zespołu. Podczas
ich występu na Warsaw Summer Jazz Days 2007, na
dziedzińcu Złotych Tarasów wpadłem w trans razem
z zespołem odlatującym swym ponaddźwiękowym odrzutowcem,
napędzanym szalonymi pomysłami, w niebotyczne
przestrzenie improwizacji. Bardzo podobał
mi się wtedy pianista Marcin Masecki, który na Fenderze
wyczyniał cuda. Ucieszyłem się, widząc jego nazwisko na płycie
zarejestrowanej w Alchemii, bo przecież nie jest stałym członkiem zespołu.
Ale oprócz Fendera grał tam
również na organach Hammonda i to grał tak, jakby
nie słyszał, jak wcześniej grali na tym instrumencie inni
organiści. On wymyślił nowego Hammonda! Odkrył go
dla jazzu na nowo. Niesamowite dźwięki gra tu równie
ż trębacz Tomasz Ziętek. A jak zagrali Boogie Woogie
Waltz Weather Reportu! To był świetny koncert
i trzeba go mieć na półce.
Marek Dusza
UNIVERSAL MUSIC POLSKA