Wielu słuchaczy zarzucało debiutowi Bullet For My Valentine muzykę skierowaną do nastolatków, co w przypadku melodyjnego metalcore'u jest rzeczą karygodną, a w środowisku fanów ciężkich brzmień oznacza wieczną pogardę. Nikt jednak nie zaprzeczy, że był to album pełen wpadających w ucho kompozycji, które mimowolnie nuciło się pięć lat temu.
Na "Scream Aim Fire”, kolejnej płycie kwintetu nie znajdziemy prawdziwych hitów, więc "Fever" miało w końcu pokazać, że Brytyjczycy są w stanie wykorzystać swój potencjał. Niestety, album jest pełen nie tylko hitów, ale i pomyłek. Część utworów brzmi dynamicznie, a solówki cieszą pomysłowością. To jednak jedna strona medalu. Gdy panowie tracą dobrą passę, schodzą z kursu po całości i pokazują, że potrafią nagrywać również jedne z najnudniejszych piosenek gatunku. Dzieje się tak np. wtedy, gdy zespół chce kopiować My Chemical Romance lub Matt Tuck stara się krzyczeć, zamiast śpiewać, jak na debiucie... a struny głosowe już nie te same... Efektem prac Bullet For My Valentine stał się kolejny, średni album, po którym trudno spodziewać się w przyszłości rewolucji w ich brzmieniu.
M. Kubicki
SONY MUSIC