Nostalgia za minionymi czasami to prawdziwy paradoks. Z jednej strony wciąż podkreślamy, jak bardzo wspaniałe było to, co minęło. Jednak czy aby na pewno chcielibyśmy wrócić do przeszłości?
A w temacie muzyki: pamiętamy może, jak często trudne wydarzenia popychały nas do słuchania tych buntowniczych dźwięków młodości? W czasach, w których nawet kolejna odsłona "Smerfów" stworzona zostanie całkowicie komputerowo, chce się mimo wszystko spojrzeć wstecz, by nadal, jak to mówi tytuł nowej płyty Korna, "pamiętać, kim się jest". Korn, tak jak obiecywał, wrócił do brzmienia pierwszych dwóch albumów. Jest garażowo, analogowo i wściekle. Aż się ma wrażenie, że Jonathan Davis faktycznie znów zmierza się ze swoimi prywatnymi demonami. W pewnym momencie jednak zdałem sobie sprawę, że poza surowym brzmieniem nowy Korn jest nudny i przewidywalny jak grupka amatorów. Większość kompozycji brzmi podobnie, a usilne inspirowanie się swoimi korzeniami przynosi nam album kompletnie ubogi nie tylko w treść, ale i formę. Może zamiast pamiętać, kim panowie "są", powinni przypomnieć sobie kim "byli" i że życie biegnie do przodu?
M. Kubicki
Metal Mind